„Änterbila”
Nordvis
Produktion 2022
Änterbila
to stosunkowo świeży na scenie projekt ze Szwecji. Krótko po powstaniu, w 2020
roku horda nagrała 13-minutowe demo, w czym wspomogła ją Void in the Vast Empire,
natomiast dziewiętnaście miesięcy później, już pod sztandarami Nordvis Produktion
ukazał się ich pierwszy album długogrający. Z informacji, jakie o nich
pozyskałem, wynika, że zespół w swej twórczości bada aspekty szwedzkiej
historii, a debiut grupy skupia się na ciężkim życiu ludności chłopskiej,
głównie w XVIII wieku. Muzyka, jaką usłyszymy na tej płycie, to oczywiście
Black Metal, tyle że w klasyczny, czarny kręgosłup wpleciono tu sporo ludowych
naleciałości o pogańskim szlifie (nie obawiajcie się, cepelii żadnej się na tej
płycie nie uświadczy, a folkowe ubarwienia pojawiają się tu głównie w
strukturach rytmicznych), niemal rockowych rozwiązań na poziomie budowy poszczególnych,
wybranych wałków, jak i bezpośredniej, surowej, punkowej agresji. Nie powiem,
nawet ciekawe to spojrzenie na umocowaną w II fali gatunku, tradycyjną, Czarcią
materię. Zwłaszcza zimne, mizantropijne, chropowate riffy i ponure, bluźniercze
wokale robią wyśmienitą robotę. Można bowiem wówczas znaleźć w tej muzyce pewne
odniesienia do twórczości Arckanum, wczesnego Ulver, czy Taake. Nie wiem, czy
się ze mną zgodzicie, ale ja uważam, że to zdecydowanie słuszna koncepcja, gdyż
dźwięków zawierających podobne wibracje nigdy dość. Niestety, pewnych patentów
nie mogę tu przetrawić. Proste, brudne, rytmiczne patatajnie jeszcze jakoś
zniosę, gdyż mają w sobie pewną siłę i zarazem potrafią zadać ból, niczym
drzazga pod paznokciem. Niechlujne, punkowe wrzaski, które brzmią, jakby koleś
nawąchał się butaprenu, to już jednak dla mnie za dużo. No ni cholery mi one
nie leżą, a co gorsza obniżają w moich oczach końcową ocenę tego krążka.
Kurczę, szkoda, że panowie odwołali się tu chwilami do tak prostych środków
muzycznego wyrazu, gdyż reszta tego materiału jest doprawdy całkiem do rzeczy.
Ogólnie rzecz biorąc można więc uznać, że „Änterbila” to udany, długogrający debiut
zespołu, oparty do tego na interesującej i nieczęsto spotykanej koncepcji. Wszyscy
fani skandynawskiej diabelszczyzny powinni go zatem sprawdzić. Przy kolejnej
produkcji sugerowałbym jednak grupie, aby powstrzymała się od tych wokali
wyciągniętych wprost z punkowej meliny. One nie wnoszą do tej ciekawej skądinąd
muzy naprawdę nic dobrego.
Hatzamoth
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz