Nocturnal Breed
„Carry The Beast”
Dark Essence Records 2023
No
i nadszedł czas, aby po raz siódmy zaatakowali chłopcy z Nocturnal Breed. Można
ich kochać lub nienawidzić, ale ich wkład w propagowanie brudnego metalu jest
niezaprzeczalny, bo to już 27 lat są na scenie i nie dają o sobie zapomnieć.
Najnowszy album Norwegów chyba nasyci apetyt fanów, gdyż zawiera dwanaście
numerów, które wspólnie dają godzinę i jedenaście minut muzyki. Tym razem ci
mieszkańcy Oslo skręcają dość intensywnie w stronę heavy metalu. Co prawda
czarny thrash w ich utworach wiedzie prym, jednakże elementy znane z twórczości
klasyków jak i klimat dla tych właściwy są bardzo wyraźne. Poza znanym już z
twórczości Nocturnal Breed trzonem, bonusowo dostajemy heavy metalowe solówki,
szereg zagrywek kojarzących się z Motörhead czy Mercyful Fate i co za tym idzie
specyficzny feeling z tamtych lat. Podobnie jest z wokalami, które miejscami
zawodzą, przypominając tuzów NWOBHM. Pomimo to ten romans z tradycyjnym graniem
nie wpłynął negatywnie na kompozycje tych zatraceńców. Nadal jest syfiaście,
agresywnie, bezkompromisowo i wręcz obraźliwie. Cały czas prą oni do przodu nie
zostawiając żadnych jeńców. Brzmienie jest surowe. Okrutne akordy tną jak
żyletki, a bębny walą nieubłaganie po głowie. Jednak odnoszę wrażenie, że teraz
jest jakby mniej chwytliwie. Poszczególne kompozycje są mniej przystępne w
stosunku do wcześniejszych nagrań. Wkradł się pierwiastek lekkiego
kombinowania. Utwory zdają się być bardziej zawiłe, co powoduje, że ich
słuchanie jest nieco męczące lub jak kto woli bardziej wymagające. Złożoność
kawałków jest wyczuwalna i przekłada się na ich długość, gdyż niektóre mają
blisko po osiem minut. Muzycy dodatkowo na „Carry The Beast” poza
pięciominutowym intrem umieścili kilka parę równie długich interludiów rodem z
horrorów, urozmaicając w ten sposób tą trochę przydługą produkcję. Było nie
było to cały czas ta sama zwariowana kapela, która nie oglądając się na żadne
trendy robi swoje i to w jak najlepszym stylu. Zastanawia mnie tylko dziewiąty
wałek „I Ain’t Marching Anymore”. Czy ma on jakiś związek z niejakim Phil’em
Ochs? Znając usposobienie tych wariatów, kto wie.
shub
niggurath
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz