„Liber Lvcifer II –
Mahapralaya”
World
Terror Committee Productions 2023
Grecki
duet Thy Darkened Shade po dziewięciu latach od swego poprzedniego pełniaka
przedstawia nam swą trzecią płytę długogrającą „Liber Lvcifer II- Mahapralaya”.
Nie trudno się domyślić, że jest to ideowa kontynuacja konceptu rozpoczętego na
„Liber Lvcifer I…”. Muzycznie zaś, choć płytka ta jest zdecydowanie bardziej
złożona, niewąsko czasami pogmatwana i zarazem wyrafinowana, to cały czas jak
dla mnie twórczość tej grupy, choć pełna imponujących technicznie, skutecznych
ruchów i strukturalnie zróżnicowanego szaleństwa jest katastrofalnie nierówna,
pofałdowana i niestabilna. Znajdziemy tu wyśmienite wiosłowanie, którego nie
powstydziliby się najwięksi na czele z Emperor, Satyricon, Abigor, czy Mayhem, robiące
wrażenie, kontrapunktowe faktury iskrzące pomiędzy basem a gitarą, przeszywające,
hipnotyczne harmonie rodem z twórczości Dødheimsgard, atonalne, dysonansowe
amalgamaty akordów w stylu Deathspell Omega, misternie wygięte łuki czterech strun i wyszukane, rozciągnięte,
ekstatyczne aranżacje, jak i natchnione wykwity wokalne złożone z agresywnych
wrzasków, tajemniczych, modlitewnych szeptów i wszystkiego, co zawiera się
pomiędzy. W zadziornych, zimnych melodiach kryją się dodatkowo wpływy
klasycznego Heavy, oraz progresywno-jazzowe linie gitary basowej. No i pod tak
skonstruowanym, intensywnym, jadowitym, a do tego wielopłaszczyznowym graniem
to ja podpisuję się wszystkimi moimi raciczkami i chylę przed nim czoła.
Niestety prócz tej doskonałej, wizjonerskiej nierzadko muzyki, którą swym
nasieniem namaścił niewątpliwie sam Diabeł, nadziejemy się tu także na zbyt
mocno napompowaną warstwę symfoniczną, która przynajmniej częściowo jest wg
mnie całkowicie zbędna, choć bardzo dobrze asymiluje się z całością. Te
patenty, które odpowiadają za pokrytą całunem ciemności, transową,
Lucyferiańsko-Gnostyczną aurę tej płyty robią wyśmienitą robotę i potrafią
konkretnie i fachowo przejechać się po mózgownicy. Całą resztę tych pseudoteatralnych,
nadętych, pompatycznych orkiestracji o groteskowo wręcz podniosłym charakterze
wyjebałbym do kibla i spuścił po nich wodę. Część majestatycznych, rytualnych
chorałów też można by sobie odpuścić. Przesady w tym temacie co prawda nie ma,
ale lekki ich przesyt jednak u mnie występuje. No i tak to właśnie jest z tym
krążkiem. Z jednej strony, to w chuj wyśmienite, zdrowo popaprane, wijące się
złowieszczo, wielopoziomowe, nawiedzone, Black Metalowe granie, które poniewiera
przecudnie, a z drugiej nazbyt mocno napompowany, kosmiczno-filozoficzny
balonik (niestety wg mnie przynajmniej w połowie pustawy w środku). Przyznaję, że nie do końca rozumiem twórczość
tego horda. Może to i wizjonerstwo, jednak do mnie ono nie trafia. Dlatego też
najlepiej zapoznajcie się z tym materiałem bez świadków i sami go oceńcie.
Hatzamoth
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz