niedziela, 28 maja 2023

Recenzja THY DARKENED SHADE „Liber Lvcifer II – Mahapralaya”

 

THY DARKENED SHADE

„Liber Lvcifer II – Mahapralaya”

World Terror Committee Productions 2023

Grecki duet Thy Darkened Shade po dziewięciu latach od swego poprzedniego pełniaka przedstawia nam swą trzecią płytę długogrającą „Liber Lvcifer II- Mahapralaya”. Nie trudno się domyślić, że jest to ideowa kontynuacja konceptu rozpoczętego na „Liber Lvcifer I…”. Muzycznie zaś, choć płytka ta jest zdecydowanie bardziej złożona, niewąsko czasami pogmatwana i zarazem wyrafinowana, to cały czas jak dla mnie twórczość tej grupy, choć pełna imponujących technicznie, skutecznych ruchów i strukturalnie zróżnicowanego szaleństwa jest katastrofalnie nierówna, pofałdowana i niestabilna. Znajdziemy tu wyśmienite wiosłowanie, którego nie powstydziliby się najwięksi na czele z Emperor, Satyricon, Abigor, czy Mayhem, robiące wrażenie, kontrapunktowe faktury iskrzące pomiędzy basem a gitarą, przeszywające, hipnotyczne harmonie rodem z twórczości Dødheimsgard, atonalne, dysonansowe amalgamaty akordów w stylu Deathspell Omega, misternie wygięte łuki  czterech strun i wyszukane, rozciągnięte, ekstatyczne aranżacje, jak i natchnione wykwity wokalne złożone z agresywnych wrzasków, tajemniczych, modlitewnych szeptów i wszystkiego, co zawiera się pomiędzy. W zadziornych, zimnych melodiach kryją się dodatkowo wpływy klasycznego Heavy, oraz progresywno-jazzowe linie gitary basowej. No i pod tak skonstruowanym, intensywnym, jadowitym, a do tego wielopłaszczyznowym graniem to ja podpisuję się wszystkimi moimi raciczkami i chylę przed nim czoła. Niestety prócz tej doskonałej, wizjonerskiej nierzadko muzyki, którą swym nasieniem namaścił niewątpliwie sam Diabeł, nadziejemy się tu także na zbyt mocno napompowaną warstwę symfoniczną, która przynajmniej częściowo jest wg mnie całkowicie zbędna, choć bardzo dobrze asymiluje się z całością. Te patenty, które odpowiadają za pokrytą całunem ciemności, transową, Lucyferiańsko-Gnostyczną aurę tej płyty robią wyśmienitą robotę i potrafią konkretnie i fachowo przejechać się po mózgownicy. Całą resztę tych pseudoteatralnych, nadętych, pompatycznych orkiestracji o groteskowo wręcz podniosłym charakterze wyjebałbym do kibla i spuścił po nich wodę. Część majestatycznych, rytualnych chorałów też można by sobie odpuścić. Przesady w tym temacie co prawda nie ma, ale lekki ich przesyt jednak u mnie występuje. No i tak to właśnie jest z tym krążkiem. Z jednej strony, to w chuj wyśmienite, zdrowo popaprane, wijące się złowieszczo, wielopoziomowe, nawiedzone, Black Metalowe granie, które poniewiera przecudnie, a z drugiej nazbyt mocno napompowany, kosmiczno-filozoficzny balonik (niestety wg mnie przynajmniej w połowie pustawy w środku).  Przyznaję, że nie do końca rozumiem twórczość tego horda. Może to i wizjonerstwo, jednak do mnie ono nie trafia. Dlatego też najlepiej zapoznajcie się z tym materiałem bez świadków i sami go oceńcie.

 

Hatzamoth

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz