Hermopolis
„Welcome To Hermopolis”
Interstellar Smoke Rec. / Galactic SmokeHouse 2023
Hermopolis to prastare miasto w starożytnym Egipcie,
centrum kultu Thota, a także centrum ośmiu bóstw, w którym to, według wierzeń,
miał powstać bóg, stwórca ludzi. Najwyraźniej miejsce to silnie zainspirowało
trzech muzyków zamieszkujących Górny Śląsk, gdyż właśnie jego imieniem nazwali
powołany przez siebie do życia twór muzyczny. Twór to niebywale intrygujący i
zdecydowanie wart zainteresowania. Na „Welcome To Hermopolis” znajdujemy siedem
kompozycji w klimacie psychodelicznego stoner / doom metalu. Od razu powiem, że
obok Sandbreaker, Mag czy Las Trumien, Hermopolis jawi mi się jednym z
ciekawszych zespołów tego gatunku na krajowym poletku. Z bardzo prostego powodu.
Panowie mają pomysł na swoją muzykę. Nie, no oczywiście, że inspiracji można by
tu doszukiwać się w ilości większej niż na palcach by policzył, sięgających od
Black Sabbath i Kyuss przez Cathedral, Saint Vitus a na wczesnej death/doom
metalowej scenie brytyjskiej skończywszy. Chodzi jednak o to, że wszystkie
płynące od pionierów gatunku (-ów) inspiracje przerabiane są tutaj na sposób
iście autorski, bez dosłownego cytowania klasyków czy podkradania pomysłów.
Przez czterdzieści minut raczeni jesteśmy muzycznym dymem z liści
psychodelicznej odmiany konopi. Sporo w tych dźwiękach typowo stonerowego
mielenia, motorycznych, ciężkich riffów kopiących coraz głębiej i głębiej, by
ostatecznie przebić się do rdzenia ludzkiej świadomości i tam go zainfekować.
Nie brak tu też czarów, czyli odrobiny awangardy, albo klimatów faktycznie
wywołujących egipskie halucynacje, jak choćby w „The Pontic Winds”. Oczywiście
nikt się nigdzie nie spieszy, a kolejne dawki iluzji pojawiają się płynnie i w
odpowiednim momencie, jako iż cały układ albumu wydaje mi się szczegółowo
zaplanowany i dokładnie przemyślany. Tak, by ciężar idealnie równoważyć kolorem
i gęstym dymem. Stąd też obok fragmentów doom metalowych pojawiają się pasaże
niemalże ambientowe (dla przykładu wstęp do „Al-Qarafa”), bynajmniej nie
burzące skrzętnie budowanego klimatu, a jedynie delikatnie go w niektórych
miejscach uwypuklające. Co mnie zaskoczyło, choć dopiero po kilku odsłuchach,
to bardzo oszczędnie używane na tym krążku wokale. Zazwyczaj stanowiące
bardziej tło do muzyki niż pierwszoplanową formę wyrazu, wyrażane w postaci
czystego śpiewu, wspomaganego różnego rodzaju samplami. Dlatego też w tym
temacie mam silne skojarzenia z genialnym Echoes of Yul, gdzie, podobnie jak u
Hermopolis, niedoboru wokalnego w ogóle się nie dostrzega, bo sama muzyka jest
zbyt absorbująca. Co do mnie jednak przemawia najbardziej, to fakt, że „Welcome
To Hermopolis” z każdą sesja zyskuje na sile, coraz mocniej wciąga i uzależnia.
Dlatego też sprawdźcie sobie ten album. Na chwile obecną dostępna jest wersja
CD, ale jeśli ktoś cierpliwie poczeka, to wosk też już się grzeje.
-
jesusatan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz