wtorek, 30 maja 2023

Recenzja Hermopolis „Welcome To Hermopolis”

 

Hermopolis

„Welcome To Hermopolis”

Interstellar Smoke Rec. / Galactic SmokeHouse 2023

Hermopolis to prastare miasto w starożytnym Egipcie, centrum kultu Thota, a także centrum ośmiu bóstw, w którym to, według wierzeń, miał powstać bóg, stwórca ludzi. Najwyraźniej miejsce to silnie zainspirowało trzech muzyków zamieszkujących Górny Śląsk, gdyż właśnie jego imieniem nazwali powołany przez siebie do życia twór muzyczny. Twór to niebywale intrygujący i zdecydowanie wart zainteresowania. Na „Welcome To Hermopolis” znajdujemy siedem kompozycji w klimacie psychodelicznego stoner / doom metalu. Od razu powiem, że obok Sandbreaker, Mag czy Las Trumien, Hermopolis jawi mi się jednym z ciekawszych zespołów tego gatunku na krajowym poletku. Z bardzo prostego powodu. Panowie mają pomysł na swoją muzykę. Nie, no oczywiście, że inspiracji można by tu doszukiwać się w ilości większej niż na palcach by policzył, sięgających od Black Sabbath i Kyuss przez Cathedral, Saint Vitus a na wczesnej death/doom metalowej scenie brytyjskiej skończywszy. Chodzi jednak o to, że wszystkie płynące od pionierów gatunku (-ów) inspiracje przerabiane są tutaj na sposób iście autorski, bez dosłownego cytowania klasyków czy podkradania pomysłów. Przez czterdzieści minut raczeni jesteśmy muzycznym dymem z liści psychodelicznej odmiany konopi. Sporo w tych dźwiękach typowo stonerowego mielenia, motorycznych, ciężkich riffów kopiących coraz głębiej i głębiej, by ostatecznie przebić się do rdzenia ludzkiej świadomości i tam go zainfekować. Nie brak tu też czarów, czyli odrobiny awangardy, albo klimatów faktycznie wywołujących egipskie halucynacje, jak choćby w „The Pontic Winds”. Oczywiście nikt się nigdzie nie spieszy, a kolejne dawki iluzji pojawiają się płynnie i w odpowiednim momencie, jako iż cały układ albumu wydaje mi się szczegółowo zaplanowany i dokładnie przemyślany. Tak, by ciężar idealnie równoważyć kolorem i gęstym dymem. Stąd też obok fragmentów doom metalowych pojawiają się pasaże niemalże ambientowe (dla przykładu wstęp do „Al-Qarafa”), bynajmniej nie burzące skrzętnie budowanego klimatu, a jedynie delikatnie go w niektórych miejscach uwypuklające. Co mnie zaskoczyło, choć dopiero po kilku odsłuchach, to bardzo oszczędnie używane na tym krążku wokale. Zazwyczaj stanowiące bardziej tło do muzyki niż pierwszoplanową formę wyrazu, wyrażane w postaci czystego śpiewu, wspomaganego różnego rodzaju samplami. Dlatego też w tym temacie mam silne skojarzenia z genialnym Echoes of Yul, gdzie, podobnie jak u Hermopolis, niedoboru wokalnego w ogóle się nie dostrzega, bo sama muzyka jest zbyt absorbująca. Co do mnie jednak przemawia najbardziej, to fakt, że „Welcome To Hermopolis” z każdą sesja zyskuje na sile, coraz mocniej wciąga i uzależnia. Dlatego też sprawdźcie sobie ten album. Na chwile obecną dostępna jest wersja CD, ale jeśli ktoś cierpliwie poczeka, to wosk też już się grzeje.

- jesusatan

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz