piątek, 26 maja 2023

Recenzja FAITHXTRACTOR „Contempt for a Failed Dimension”

 

FAITHXTRACTOR

„Contempt  for a Failed Dimension”

Redefining Darkness Records 2023

Choć Faithxtracor osiągnął w tym roku pełnoletniość (powstali bowiem w roku 2005, czyli jak łatwo policzyć, stuknęło im już 18 lat na scenie), odnoszę wrażenie, że jest on znany, zwłaszcza w naszym kurwidołku, jedynie garstce najbardziej oddanych Metalowi Śmierci koneserów. Najwyższa więc już kurwa pora zmienić ten stan rzeczy, tym bardziej że na początku tego roku, dzięki Redefining Darkness ukazał się czwarty, duży album zespołu „Contempt for a Failed Demension”. Album wyśmienity, dodajmy, który zaiste rozłożył mnie na łopatki. W pewnym nazwijmy to, klinicznym sensie, krążek ten zawiera dokładnie to, czego oczekiwałem, czyli niemal półgodzinną porcję klasycznego, soczystego Death Metalu starej szkoły gatunku. Bardzo konkretnie potrząsnął mną ten krążek. Nie ma tu pierdolenia w bambus, niepotrzebnych rozmiękczaczy, czy przeintelektualizowanego pitolenia. Każdy, zawarty tu wałek to konkret, zbudowany z miażdżących beczek, rozrywających linii basu, gęstych, mięsistych, plugawych riffów, wyśmienitych partii solowych i bluźnierczych, gardłowych growli. No nie ma chuja na Mariolkę. Każdy, dosłownie każdy wałek gniecie tu tak, że klękajcie narody. Posłuchajcie tylko tych zajebistych, szaleńczych zmian tempa i akcentów melodycznych w „Vomiting Proclamation”, powalających, ołowianych, ciężkich wioseł o niebotycznej mocy w „Revenge Void Asphyxia”, czy też przyprawiającego o zawrót głowy „Relative First Occurrence”. Niesamowitą siłą tej płytki jest, przy całej jej brutalności i intensywności to, że te dźwięki są niesamowicie nośne i mają, jak ja to nazywam, bardzo duży współczynnik słuchalności. Jednym słowem, mimo że wpierdol spuszczają okrutny, to raz za razem chce się ich słuchać. Poza tym przy każdym, kolejnym przesłuchaniu odkrywamy nowe, sprytne rozwiązania gitarowe, harmoniczne akcenty, pozornie nieistotne rozwiązania melodyczne, czy kreatywność sekcji rytmicznej. Nic nie pozostawiono na tej płycie przypadkowi, wszystko ma swoje ściśle przypisane miejsce, żadnego elementu nie można usunąć, czy zamienić, a całość jest zwartym, ścisłym, w chuj niszczącym monolitem. Unoszą się nad tym albumem wibracje znane z twórczości Immolation, Morbid Angel, Deicide, Death, czy Massacre i nie wiem, czy mnie nie poniosło, ale wyczuwam tu również ducha nieśmiertelnej jedynki fińskiego Demigod. No i jeszcze na zakończenie dostajemy cover Sepulura „Empire of the Damned” z „Morbid Visions”. Ja pierdolę! I Rest My Case, w pizdę palec.

 

Hatzamoth

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz