sobota, 20 maja 2023

Recenzja / A review of Vile Ritual “Cavern of Occultic Hatred”

 

- FOR ENGLISH SCROLL DOWN -


Vile Ritual

“Cavern of Occultic Hatred”

Sentient Ruin Laboratories 2023

Po wydaniu demówki, oraz jej późniejszym wznowieniu z dodatkowymi utworami, łeb nad powierzchnię wychyla Amerykański, jednoosobowy projekt Vile Ritual. Na pełnowymiarowym debiucie znajdujemy osiem kompozycji w stylu zgniłego i zapleśniałego śmierć metalu. Przyznać trzeba, że Sentient Ruin Laboratories mają dobrego scouta, bo po raz kolejny wyławiają z bulgoczącego od oparów siarki bagna prawdziwego potwora. „Cavern of Occultic Hatred” naprawdę przygniata. I to nie tylko brzmieniem, które jest tutaj ponadprzeciętnie duszne i gęste, ale i sposobem budowania napięcia. Liam McMahon wylewa z siebie muzyczne wizje dozując ich natężenie z mistrzowską precyzją. Kompozycje pełne są rytualnego wydźwięku, niejednokrotnie gniotących do granic możliwości, niespiesznych akordów i grobowego klimatu. Poza ciężkimi fragmentami, mielącymi z zegarmistrzowską precyzją i wysysającymi w powietrza cały tlen, zdarzają się tu niespodziewane erupcje agresji, szybko gasnące i przechodzące w wyciszające tony tylko po to, by po chwili eksplodować, ponownie zalewając nas płynnym ołowiem. Zdecydowanie w utworach tych nie ma nudy i sporo się w nich dzieje, dzięki czemu album ten jawi się niezwykle kolorowym i intrygującym. Inspiracji co prawda, i to płynących z różnych stron świata, można się na nim doszukiwać wielu. W brutalniejszych partiach na myśl przychodzą klasycy z Florydy, gdzie indziej zapachnie melodią z Tysiąca Jezior albo nawet bardziej współczesnym gruzem w stylu australijskiego Witchrist czy rodzimego autorowi Blood Incantation. Albo posłuchajcie śpiewnej gitary w stylu wczesnego My Dying Bride otwierającej „Black Chrism”. Nie znajdziecie tu jednolitej ściany dźwięki, bowiem w konkretne riffy Amerykanin zdecydowanie potrafi się bawić. I bynajmniej nie jest przy tym monotematyczny, gdyż hipnotyczne tremolo bardzo udanie przeplata klasycznym kostkowaniem, czy nawet akordami typowo siłowymi. Każda z kompozycji jest wyrazista i każda uderza w twarz z taką samą, nieokiełzaną siłą. Dzieło zniszczenia wieńczą wokale, bezustannie lawirujące między rytualnym szeptem a głębokim growlem, w niektórych miejscach dodatkowo pogłębionym delikatnymi efektami. Całość trwa w granicach trzydziestu pięciu minut i wierzcie mi, jest to dawka wystarczająca, by wycisnąć z was wszelkie siły witalne. Zaprawdę obrzydliwy to rytuał. Na tyle ohydny, że chce się go przeżywać wielokrotnie, za każdym razem doświadczając takiego samego upodlenia.

- jesusatan

 

Vile Ritual

"Cavern of Occultic Hatred".

Sentient Ruin Laboratories 2023

 

After the release of a demo, and its subsequent reissue with additional tracks, the American one-man project Vile Ritual rears its head above the surface. On the full-length debut we find eight compositions in the style of rotten and moldy death metal. One has to admit that Sentient Ruin Laboratories have a good scout, as they once again fish out a real monster from the bubbling sulfur vapor swamp. "Cavern of Occultic Hatred" really overwhelms. And not only with the sound, which is beyond sultry and dense here, but also with the way the tension is built. Liam McMahon pours out his musical visions dispensing their intensity with masterful precision. The compositions are full of ritualistic overtones, often squashing to the limit, unhurried chords and a sepulchral atmosphere. In addition to heavy passages, grinding with clockwork precision and sucking all the oxygen out of the air, there are unexpected eruptions of aggression here, quickly fading out and shifting into quieting tones only to explode a moment later, flooding us with liquid lead once again. There is definitely no boredom in these tracks and a lot is going on in them, making this album appear extremely colorful and intriguing. Admittedly, there are many inspirations, and they come from different parts of the world. In the more brutal parts, the Florida classics come to mind, elsewhere one will smell a tune from the Thousand Lakes or even more contemporary rubble in the style of Australia's Witchrist or the author's native Blood Incantation. Or listen to the singing guitar in the style of early My Dying Bride opening "Black Chrism." You won't find a uniform wall of sound here, as the American definitely knows how to play with riffs. And he is by no means monothematic at the same time, as he very successfully interweaves hypnotic tremolo with classic picking or even typical power chords. Each composition is expressive and each strikes you in the face with the same unbridled force. The work of destruction is crowned by the vocals, relentlessly languishing between ritualistic whispering and deep growls, in some places further deepened by delicate effects. The whole thing runs to thirty-five minutes, and believe me, it's a dose enough to squeeze all the vitality out of you. Truly a vile ritual. So disgusting that you want to witness it repeatedly, each time experiencing the same debasement.

- jesusatan

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz