- FOR ENGLISH SCROLL DOWN -
Vile Ritual
“Cavern of Occultic Hatred”
Sentient Ruin Laboratories 2023
Po wydaniu demówki, oraz jej późniejszym wznowieniu
z dodatkowymi utworami, łeb nad powierzchnię wychyla Amerykański, jednoosobowy
projekt Vile Ritual. Na pełnowymiarowym debiucie znajdujemy osiem kompozycji w
stylu zgniłego i zapleśniałego śmierć metalu. Przyznać trzeba, że Sentient Ruin
Laboratories mają dobrego scouta, bo po raz kolejny wyławiają z bulgoczącego od
oparów siarki bagna prawdziwego potwora. „Cavern of Occultic Hatred” naprawdę
przygniata. I to nie tylko brzmieniem, które jest tutaj ponadprzeciętnie duszne
i gęste, ale i sposobem budowania napięcia. Liam McMahon wylewa z siebie
muzyczne wizje dozując ich natężenie z mistrzowską precyzją. Kompozycje pełne
są rytualnego wydźwięku, niejednokrotnie gniotących do granic możliwości,
niespiesznych akordów i grobowego klimatu. Poza ciężkimi fragmentami, mielącymi
z zegarmistrzowską precyzją i wysysającymi w powietrza cały tlen, zdarzają się
tu niespodziewane erupcje agresji, szybko gasnące i przechodzące w wyciszające
tony tylko po to, by po chwili eksplodować, ponownie zalewając nas płynnym
ołowiem. Zdecydowanie w utworach tych nie ma nudy i sporo się w nich dzieje,
dzięki czemu album ten jawi się niezwykle kolorowym i intrygującym. Inspiracji
co prawda, i to płynących z różnych stron świata, można się na nim doszukiwać
wielu. W brutalniejszych partiach na myśl przychodzą klasycy z Florydy, gdzie
indziej zapachnie melodią z Tysiąca Jezior albo nawet bardziej współczesnym
gruzem w stylu australijskiego Witchrist czy rodzimego autorowi Blood
Incantation. Albo posłuchajcie śpiewnej gitary w stylu wczesnego My Dying Bride
otwierającej „Black Chrism”. Nie znajdziecie tu jednolitej ściany dźwięki, bowiem
w konkretne riffy Amerykanin zdecydowanie potrafi się bawić. I bynajmniej nie
jest przy tym monotematyczny, gdyż hipnotyczne tremolo bardzo udanie przeplata
klasycznym kostkowaniem, czy nawet akordami typowo siłowymi. Każda z kompozycji
jest wyrazista i każda uderza w twarz z taką samą, nieokiełzaną siłą. Dzieło
zniszczenia wieńczą wokale, bezustannie lawirujące między rytualnym szeptem a
głębokim growlem, w niektórych miejscach dodatkowo pogłębionym delikatnymi
efektami. Całość trwa w granicach trzydziestu pięciu minut i wierzcie mi, jest
to dawka wystarczająca, by wycisnąć z was wszelkie siły witalne. Zaprawdę
obrzydliwy to rytuał. Na tyle ohydny, że chce się go przeżywać wielokrotnie, za
każdym razem doświadczając takiego samego upodlenia.
-
jesusatan
Vile Ritual
"Cavern of Occultic Hatred".
Sentient Ruin Laboratories 2023
After the
release of a demo, and its subsequent reissue with additional tracks, the
American one-man project Vile Ritual rears its head above the surface. On the
full-length debut we find eight compositions in the style of rotten and moldy
death metal. One has to admit that Sentient Ruin Laboratories have a good
scout, as they once again fish out a real monster from the bubbling sulfur
vapor swamp. "Cavern of Occultic Hatred" really overwhelms. And not
only with the sound, which is beyond sultry and dense here, but also with the
way the tension is built. Liam McMahon pours out his musical visions dispensing
their intensity with masterful precision. The compositions are full of
ritualistic overtones, often squashing to the limit, unhurried chords and a
sepulchral atmosphere. In addition to heavy passages, grinding with clockwork
precision and sucking all the oxygen out of the air, there are unexpected
eruptions of aggression here, quickly fading out and shifting into quieting
tones only to explode a moment later, flooding us with liquid lead once again. There
is definitely no boredom in these tracks and a lot is going on in them, making
this album appear extremely colorful and intriguing. Admittedly, there are many
inspirations, and they come from different parts of the world. In the more
brutal parts, the Florida classics come to mind, elsewhere one will smell a
tune from the Thousand Lakes or even more contemporary rubble in the style of
Australia's Witchrist or the author's native Blood Incantation. Or listen to
the singing guitar in the style of early My Dying Bride opening "Black
Chrism." You won't find a uniform wall of sound here, as the American
definitely knows how to play with riffs. And he is by no means monothematic at
the same time, as he very successfully interweaves hypnotic tremolo with classic
picking or even typical power chords. Each composition is expressive and each
strikes you in the face with the same unbridled force. The work of destruction
is crowned by the vocals, relentlessly languishing between ritualistic
whispering and deep growls, in some places further deepened by delicate effects.
The whole thing runs to thirty-five minutes, and believe me, it's a dose enough
to squeeze all the vitality out of you. Truly a vile ritual. So disgusting that
you want to witness it repeatedly, each time experiencing the same debasement.
-
jesusatan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz