Dominion of Suffering /
Phobonoid
“Dominion of Suffering /
Phobonoid”
Nacroeucharist Prod. 2023
Zapewne nazwa Dominion of Suffering nie jest wam
szerzej znana, mimo iż debiutancki krążek tego hordu recenzowałem na łamach
Apocalyptic’a jakiś czas temu. Wcale bym się temu nie dziwił, gdyż „The Birth
of Hateful Existence” był materiałem solidnym, acz nie przewracającym świata do
góry nogami. Podobnie włoski, jednoosobowy Phobonoid, który ma już na koncie
dwa pełniaki, a jakoś ciężko szukać człowieka, który rzeczony twór zna. Oba
zespoły postanowiły przypomnieć o swoim istnieniu, wydając split album dla
słowackiej Necroeucharist Productions. Co z tego wynika? Po kolei. Wydawnictwo
otwiera Dominion of Suffering. Powiedziałem otwiera? Nie! Oni wyłamują drzwi wdzierając
się do naszej głowy taranem. Tutaj w ogóle nie ma mowy o porównywaniu trzech
nowych kompozycji do tych zarejestrowanych kilka lat wstecz, gdyż dzieli je
prawdziwa przepaść. Wyobraźcie sobie połączenie Zyklon B z Setherial. Ten skrajnie
chłodny, niezwykle intensywny sposób riffowania, będący niczym rozszalały
blizzard wpychający opiłki lodu do oczy, ust i nosa. Przy utworach Słowaków
naprawdę ciężko złapać chwilę oddechu, gdyż natężenie spadających na nas
blastów i bezlitosnych tremolo zdaje się chwilami nie do zniesienia. Oryginalności
w tej muzyce może zbyt wiele nie znajdziemy, bowiem nawet sposób artykulacji
wokalnych kojarzyć się może ze wspomnianymi Norwegami, a i strój gitar też jest
wyraźnie podobny, ale powiem wam jedno. Dawno już nie słyszałem tak dobrego
Zyklon B nie od Zyklon B. Może to i zbieg okoliczności a nie czyste
naśladownictwo, ale jeśli tak jest, to tym bardziej jestem rozłożony na
łopatki. Rzeczą zdecydowanie jednak odchodzącą od standardów wykreowanych przez
autorów „Blood Must Be Shed” są na tych nagraniach partie solowe, dodające
nieco odmiennej melodii i zdecydowanie urozmaicające kompozycje Dominion of
Suffering. Kolejnym niezaprzeczalnie kluczowym elementem pierwszej części
splitu są wspomniane przed chwilą wokale. Kurewsko intensywne, bezlitosne, chwilami
potęgowane nakładającymi się na siebie dwiema współgrającymi ze sobą liniami, a
w „The Illusion of Life’s Worth” wręcz szokujące sączącą się z nich chorobą.
Dominion of Suffering od czasu debiutu zrobili nie jeden, a przynajmniej dwa
wielkie kroki wprzód i pozamiatali mną tymi trzema pesniczkami niczym
szmacianą lalką. Uff… Przechodzimy na stronę B, gdzie niełatwe zadanie czeka
Phobonoid. Włoch prezentuje zupełnie odmienną wizję black metalu. Nie tak
jednolitą i konsekwentną, raczej pełną inspiracji czerpanych z gatunków
podocznych. Jego utwory są zdecydowanie bardziej różnorodne i urozmaicone.
Można w nich znaleźć lekko industrialne odnośniki
do Mysticum, ale i doomowe zwolnienia, które jak ulał pasują do twórczości My
Dying Bride. Nie brak tu też mrocznych, ambientowych elementów, jak choćby na
otwarcie drugiego na liście „Cosmonauta Eterno 2”, czy prawie funeral
metalowych akordów w tymże utworze. Kapki mrocznego likieru dolewają do całości
umiejętnie stosowane klawiszowe ozdobniki, chwilami majestatyczne, gdzie
indziej bardziej kosmiczne. Poza typowo nordyckim tremolo sporo tu riffowania w
stylu klasycznym, co, po raz kolejny, czyni tę muzykę niejednowymiarową i,
jakby to banalnie nie zabrzmiało, ciekawą. Kawałki Phobonoid są poniekąd
kontrastem dla Dominion of Suffering. Nie tylko ze względu na strukturę
poszczególnych numerów. Twórczość Włocha wsiąka w głowę zdecydowanie wolniej
niż bezpośredni pocisk słowacki. A wiadomo, że dźwięki, które potrzebują czasu,
często gnieżdżą się w czaszce zdecydowanie długo. Split ten podsumuję zatem
krótko. Miodzio. Kurwa miodzio!
-
jesusatan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz