czwartek, 11 maja 2023

Recenzja Dominion of Suffering / Phobonoid “Dominion of Suffering / Phobonoid”

 

Dominion of Suffering / Phobonoid

“Dominion of Suffering / Phobonoid”

Nacroeucharist Prod. 2023

Zapewne nazwa Dominion of Suffering nie jest wam szerzej znana, mimo iż debiutancki krążek tego hordu recenzowałem na łamach Apocalyptic’a jakiś czas temu. Wcale bym się temu nie dziwił, gdyż „The Birth of Hateful Existence” był materiałem solidnym, acz nie przewracającym świata do góry nogami. Podobnie włoski, jednoosobowy Phobonoid, który ma już na koncie dwa pełniaki, a jakoś ciężko szukać człowieka, który rzeczony twór zna. Oba zespoły postanowiły przypomnieć o swoim istnieniu, wydając split album dla słowackiej Necroeucharist Productions. Co z tego wynika? Po kolei. Wydawnictwo otwiera Dominion of Suffering. Powiedziałem otwiera? Nie! Oni wyłamują drzwi wdzierając się do naszej głowy taranem. Tutaj w ogóle nie ma mowy o porównywaniu trzech nowych kompozycji do tych zarejestrowanych kilka lat wstecz, gdyż dzieli je prawdziwa przepaść. Wyobraźcie sobie połączenie Zyklon B z Setherial. Ten skrajnie chłodny, niezwykle intensywny sposób riffowania, będący niczym rozszalały blizzard wpychający opiłki lodu do oczy, ust i nosa. Przy utworach Słowaków naprawdę ciężko złapać chwilę oddechu, gdyż natężenie spadających na nas blastów i bezlitosnych tremolo zdaje się chwilami nie do zniesienia. Oryginalności w tej muzyce może zbyt wiele nie znajdziemy, bowiem nawet sposób artykulacji wokalnych kojarzyć się może ze wspomnianymi Norwegami, a i strój gitar też jest wyraźnie podobny, ale powiem wam jedno. Dawno już nie słyszałem tak dobrego Zyklon B nie od Zyklon B. Może to i zbieg okoliczności a nie czyste naśladownictwo, ale jeśli tak jest, to tym bardziej jestem rozłożony na łopatki. Rzeczą zdecydowanie jednak odchodzącą od standardów wykreowanych przez autorów „Blood Must Be Shed” są na tych nagraniach partie solowe, dodające nieco odmiennej melodii i zdecydowanie urozmaicające kompozycje Dominion of Suffering. Kolejnym niezaprzeczalnie kluczowym elementem pierwszej części splitu są wspomniane przed chwilą wokale. Kurewsko intensywne, bezlitosne, chwilami potęgowane nakładającymi się na siebie dwiema współgrającymi ze sobą liniami, a w „The Illusion of Life’s Worth” wręcz szokujące sączącą się z nich chorobą. Dominion of Suffering od czasu debiutu zrobili nie jeden, a przynajmniej dwa wielkie kroki wprzód i pozamiatali mną tymi trzema pesniczkami niczym szmacianą lalką. Uff… Przechodzimy na stronę B, gdzie niełatwe zadanie czeka Phobonoid. Włoch prezentuje zupełnie odmienną wizję black metalu. Nie tak jednolitą i konsekwentną, raczej pełną inspiracji czerpanych z gatunków podocznych. Jego utwory są zdecydowanie bardziej różnorodne i urozmaicone. Można w nich znaleźć  lekko industrialne odnośniki do Mysticum, ale i doomowe zwolnienia, które jak ulał pasują do twórczości My Dying Bride. Nie brak tu też mrocznych, ambientowych elementów, jak choćby na otwarcie drugiego na liście „Cosmonauta Eterno 2”, czy prawie funeral metalowych akordów w tymże utworze. Kapki mrocznego likieru dolewają do całości umiejętnie stosowane klawiszowe ozdobniki, chwilami majestatyczne, gdzie indziej bardziej kosmiczne. Poza typowo nordyckim tremolo sporo tu riffowania w stylu klasycznym, co, po raz kolejny, czyni tę muzykę niejednowymiarową i, jakby to banalnie nie zabrzmiało, ciekawą. Kawałki Phobonoid są poniekąd kontrastem dla Dominion of Suffering. Nie tylko ze względu na strukturę poszczególnych numerów. Twórczość Włocha wsiąka w głowę zdecydowanie wolniej niż bezpośredni pocisk słowacki. A wiadomo, że dźwięki, które potrzebują czasu, często gnieżdżą się w czaszce zdecydowanie długo. Split ten podsumuję zatem krótko. Miodzio. Kurwa miodzio!

- jesusatan

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz