„Dead Blood Is The Thickest”
Sevared
Records 2023
Na
samym wstępie moich wypocin spieszę donieść Wam, że Drowning in Formaldehyde to
ten sam zespół, co Drowning in Phemaldehyde, który to w roku 2009 wydał płytkę
„Blistering Corpse Abortion”. Dlaczego nastąpił ten delikatny lifting nazwy,
nie mam pojęcia. Być może wiąże się on z równie delikatnym liftingiem składu, a
może panowie chcieli tą drugą w swym dorobku płytką zaakcentować niejako nowy
początek, wszak „Blistering…” swą premierę miał 14 lat temu. Nie wiem, jak dla
Was, ale dla mnie „Pękające Zwłoki…” były soczystym i brutalnych ochłapem
Slaming/Brutal Death Metalowego mięcha, jednak album ten był tak samo okrutny,
jak i nużący, oraz mimo wszystko dosyć przewidywalny. Bardzo solidne było to więc rzemiosło, jednak
po dwóch-trzech przesłuchaniach owego materiału, na kolejne nie miałem już
ochoty. Gdy po ponad dekadzie zespół powrócił na scenę ze swą drugim krążkiem,
postanowiłem sprawdzić, jak na dzień dzisiejszy prezentuje się muzyka Drowning
in Formaldechyde. Poza czystą ciekawością, co usłyszę na tej produkcji,
dodatkowym magnesem była wytwórnia firmująca swym logo ten krążek, a mianowicie
Sevared Records. No i cóż takiego usłyszałem? Oczywiście Slaming Brutal Death
Metal w amerykańskim stylu. Jest zatem w chuj brutalnie, śluzowato i
perwersyjnie, ale niestety podobnie, jak w przypadku jedynki zachowawczo, dosyć
przewidywalnie i zarazem nużąco. Kurwa, uwielbiam okrutne, miażdżące, walące
wymiotami, Śmierć Metalowe granie, ale „Dead Blood…” to okropne męczenie wafla,
a dwa ostatnie wałki, to już w pizdę palec przegięcie fujary. Dawno nie
słyszałem takich perfidnych wypełniaczy, które w zasadzie są zbitką sampli i
pierdolenia upalonych, bądź najebanych kolesi. Nie wiem, czy panowie chwalą
się, żalą, czy spowiadają, zresztą wcale nie chcę tego wiedzieć. Tak więc poza
pewnymi szczegółami, które uległy poprawie, można pomiędzy „Blistering Corpse Abortion”,
a „Dead Blood Is The Thickest” postawić znak równości. Obie płyty są zatem, jak
już wspominałem totalnie brutalne i wynaturzone, ale niestety mocno męczące i
toporne. Nie wiem tylko, czym Utonięcie w Formaldehydzie przekonało włodarzy
Sevared Records, aby wzięli pod swoje skrzydła tę płytkę? Tego zresztą także
nie chcę wiedzieć. Nie spodziewałem się po tym albumie co prawda żadnych
rewelacji, ale mimo wszystko, myślałem, że będzie to coś choć trochę lepszego.
Tymczasem ponownie otrzymałem od tego duetu brutalną chujnię z grzybnią. Cóż, shit
happens.
Hatzamoth
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz