wtorek, 2 maja 2023

Recenzja Extermination Order “The Siege of Ascalon”

 

Extermination Order

“The Siege of Ascalon”

War Anthem 2023

Jeśli bystrym okiem skauta rzucicie sobie szybciutko na logo zespołu Extermination Order, to z czym się wam ono kojarzy? No jasssne. Właśnie z tego też powodu postanowiłem dać chłopakom szansę, bo wiadomo, że Bolt Thrower to dla mnie ścisły top w rankingu wszechświata i okolic. „The Siege of Ascalon” to dwadzieścia pięć minut muzyki, pięć kawałków death metalu. No i bardzo bym chciał napisać że death metalu ukutego z nierdzewnej brytyjskiej stali, jednak coś mi tu nie gra. Owszem, echa Miotacza Gromów słychać już od wejścia na salę z utworem tytułowym. Pojawia się melodia, którą lubię, bo już słyszałem, nóżka zaczyna tupać a wokalista częstuje mnie głębokim growlem. Brzmi to również całkiem solidnie, czysto i mocarnie, nie ma się do czego przeczepić. Jednak między tryby tej, mającej z założenia działać bezawaryjnie maszyny, wkradają się ziarenka piasku i coś zaczyna zgrzytać. Tym czymś są wyraźnie słyszalne naleciałości szwedzkiego Amon Amarth. Ja wiem, że dla laika oba te zespoły można ustawić obok siebie na półce, bo i jest podobna rytmika, i ten groove… Jednak dla mnie to trochę tak, jakby starego misia kusić sztucznym miodem. Bo albo gnieciemy bez litości, dyktując jednocześnie marszowe tempo, albo bawimy się w nieco posmarowane wspomnianym przed chwilą produktem melodyjki. Bo to nie jest, kurwa, to samo. A obu wspomnianych składników mamy tu niestety mniej więcej pół na pół, co czyni  dla mnie EP-kę tego międzynarodowego ansamblu nie do końca strawną. Dodatkowym jej plusem ujemnym, jak to mawiał klasyk, jest to, że panowie tak naprawdę nie starają się nawet dorzucić do swoich kompozycji czegokolwiek, co byłoby wkładem własnym. Tutaj w zasadzie każdy riff kojarzy się z którymś ze wspomnianych zespołów, a gdybym miał za dużo wolnego czasu, to bym poszukał i dokładnie wskazał palcem, skąd wyciągnięto poszczególne klocki. Nie, no nie tak to ma cykać. Ja się cieszę, że panowie lubią Bolt Thrower, to że lubią Szwedów, to już ich broszka. Ale ich hybryda obu, jak już wspomniałem, jest chyba bardziej karykaturą niż materiałem wartym większej uwagi. Jednocześnie stwierdzam, że na żywo, po kilku mocnych pewnie dobrze bym się przy tym bawił. Ale w domu? Nie. Jednak podziękuję. Postarajcie się panowie bardziej, bo na razie jest słabawo. Miernie, jak odegrany na zakończenie cover Napalm Death. Napalm Death… Tak dla zmyłki chyba.

- jesusatan

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz