Thanatomass
„Hades”
Nomad Snakepit Productions / Living Temple 2023
Pierwszego
czerwca powrócą bluźniercy z Rosji, czyli Thanatomass. Tym razem zaserwują
swoim fanom debiutancką płytę, na której umieścili siedem kawałków i co za tym
idzie prawie trzy kwadranse muzyki. Nic się u tego tercetu nie zmieniło. W
dalszym ciągu ci potomkowie Piotra Wielkiego napierdalają chaotyczny black
metal o wyraźnych wpływach war metalu i nawiązujący do twórczości takich kapel
jak chociażby Teitanblood czy Katharsis. Szalone, powykręcane riffy, gęste i
brudne brzmienie, łomocząca perkusja wraz z wyraźnym basem, to niezmiennie ich
wizytówka. Gdzie dla innych będzie to barbarzyński hałas, tak dla innych
sataniczny miód dla uszu. Każdy z numerów to mieszanina atonalnych nawałnic
dźwiękowych, spomiędzy których niekiedy wyłania się jakaś skrajnie popierdolona
solówka. Akordy zapierdalają raczej szybko i bez trzymanki. Ten rollercoaster
nie ma w sobie ani krzty melodii. Jest zbiorem prostych riffów, które swą
masywnością niszczą wszystko co spotkają na swojej drodze. Jest tego tu okropnie
dużo. Zmieniają się one bezustannie, nakładając na siebie bądź nagle wychodzą z
siebie jeden po drugim niczym zgniłe płody ze śmierdzącego łona swojej matki
nie zawsze dziewicy. Dzięki temu można odnieść wrażenie, że to nie ma końca. Ta
intensywna jazda przypomina rekina, który rozrywając ofiarę, majta nią na wszystkie
strony. Tak właśnie dzieję się ze mną, gdy słucham tego materiału.
Przytłaczające i obleśne kostkowanie, nieubłagana sekcja rytmiczna oraz
wulgarne wokale, tworzą niesamowity, ognisty podmuch, przytłaczający i nieznoszący
słowa sprzeciwu. Rosjanie z pasją kontynuują to co zaczęli na epkach. Fanatycznie
bluźnierczy black / death metal, będący rozwinięciem tego co zapoczątkował
niegdyś Sarcofago, a także nie mogący w żadnym razie zetrzeć z siebie war
metalowych znamion. To nie jest muzyka, to stan umysłu.
shub
niggurath
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz