piątek, 12 maja 2023

Recenzja Thanatomass „Hades”

 

Thanatomass

„Hades”

Nomad Snakepit Productions / Living Temple 2023

Pierwszego czerwca powrócą bluźniercy z Rosji, czyli Thanatomass. Tym razem zaserwują swoim fanom debiutancką płytę, na której umieścili siedem kawałków i co za tym idzie prawie trzy kwadranse muzyki. Nic się u tego tercetu nie zmieniło. W dalszym ciągu ci potomkowie Piotra Wielkiego napierdalają chaotyczny black metal o wyraźnych wpływach war metalu i nawiązujący do twórczości takich kapel jak chociażby Teitanblood czy Katharsis. Szalone, powykręcane riffy, gęste i brudne brzmienie, łomocząca perkusja wraz z wyraźnym basem, to niezmiennie ich wizytówka. Gdzie dla innych będzie to barbarzyński hałas, tak dla innych sataniczny miód dla uszu. Każdy z numerów to mieszanina atonalnych nawałnic dźwiękowych, spomiędzy których niekiedy wyłania się jakaś skrajnie popierdolona solówka. Akordy zapierdalają raczej szybko i bez trzymanki. Ten rollercoaster nie ma w sobie ani krzty melodii. Jest zbiorem prostych riffów, które swą masywnością niszczą wszystko co spotkają na swojej drodze. Jest tego tu okropnie dużo. Zmieniają się one bezustannie, nakładając na siebie bądź nagle wychodzą z siebie jeden po drugim niczym zgniłe płody ze śmierdzącego łona swojej matki nie zawsze dziewicy. Dzięki temu można odnieść wrażenie, że to nie ma końca. Ta intensywna jazda przypomina rekina, który rozrywając ofiarę, majta nią na wszystkie strony. Tak właśnie dzieję się ze mną, gdy słucham tego materiału. Przytłaczające i obleśne kostkowanie, nieubłagana sekcja rytmiczna oraz wulgarne wokale, tworzą niesamowity, ognisty podmuch, przytłaczający i nieznoszący słowa sprzeciwu. Rosjanie z pasją kontynuują to co zaczęli na epkach. Fanatycznie bluźnierczy black / death metal, będący rozwinięciem tego co zapoczątkował niegdyś Sarcofago, a także nie mogący w żadnym razie zetrzeć z siebie war metalowych znamion. To nie jest muzyka, to stan umysłu.

shub niggurath

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz