AŪKELS
„Ebwaidilīsnā”
Werewolf Promotion 2022
Na końcu recenzji pierwszej płyty Aūkels, która zresztą bardzo mi się podobała, wyraziłem nadzieję, że projekt ten będzie kontynuowany i że dane mi jeszcze będzie usłyszeć dźwięki, które Wojsław stworzy na jego potrzeby. No i proszę, mówią, że nadzieja jest matką głupich, ale jednak każda matka kocha swoje dzieci, więc po roku z niewielkim okładem w moim odtwarzaczu kręci się dwójeczka onego zespołu, której nadano imię „Ebwaidilīsnā”. No i cóż mogę na jej temat powiedzieć? Ano, ponownie wypełnia ją muzyka, która zdecydowanie mi leży. I to nawet bardzo. Raz jeszcze otrzymujemy cztery wałki, tym razem dłuższe, więc i końcowa długość płytki jest okazalsza, krążek ten trwa bowiem prawie 53 minuty. Jeżeli zaś chodzi o dźwięki, jakie tu usłyszymy, to jest to kontynuacja linii programowej, jaka rozpoczęta została na „Raynkaym”. Muzyka jest wyrazista, hipnotyzująca, powiedziałbym nawet, że tantryczna. Każdy kolejny wałek wynika bowiem ze swego poprzednika i w każdym napotkamy miarowe niczym bicie serca bębny, krzepki bas i wyśmienicie rzeźbiące, ciężkie wiosła, które serwują nam tu sporo ciekawej ornamentyki, robiącej do spółki z gustownym, dobiegającym jakby z oddali parapetem zajebisty, unoszący się niczym mgła nad wrzosowiskiem klimat z pewną dozą tajemnicy. Warstwę instrumentalną dopełnia wręcz idealnie gadający po naszemu, jadowity, przeszywający chwilami wokal, w którego słowa warto się wg mnie trochę mocniej zgłębić. Nastroje, jakimi operuje ta płytka, są oczywiście minorowe, a to sprawia, że zawartość „Ebwaidilīsnā” jest jeszcze bliższa memu sercu. Poza tym odnoszę wrażenie, że nowa produkcja Aūkels jest intensywniejsza, bardziej zagęszczona i dosadna, a zawarte w niej melodyjne akcenty jeszcze bardziej przenikliwe i mizantropijne, co sprawia, że krążek ten zdecydowanie mocniej ciśnie na emocje słuchacza. Są tu oczywiście także chwile wytchnienia, w których przy akompaniamencie gitary akustycznej obcujemy z odgłosami sił natury. Fragmenty te, które przecież same w sobie nie są niczym nowym, na tym materiale zostały wykorzystane w taki sposób, że budują w pewnym sensie podskórne napięcie tego krążka i uwypuklają dodatkowo wspomnianą tu już, zawiesistą atmosferę. Kurna, no ma chłop fach w ręku, bez dwóch zdań, a każdy ze stworzonych przez niego materiałów ma zdecydowanie swój niepodrabialny szlif. No i cóż mam Wam jeszcze napisać na temat tego krążka? Jak dla mnie to kurwa majstersztyk! Reszta jest milczeniem…
Hatzamoth
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz