REJEKTS
„Adamo”
Slaughterhouse Records 2021
Nie wiem, czy też to zauważyliście, ale w ciągu ostatnich kilku lat powstało na scenie bezkompromisowego łomotu sporo zespołów, które mają w głębokim poważaniu gatunkową czystość i łączą w swych dźwiękach bardzo odległe nieraz bieguny i formy muzycznego wyrazu. Jak to w takim przypadku zawsze bywa, jedne z nich napierdalają doskonale, inne są przeciętne i choć bardzo by chciały, wyżej chuja nie podskoczą, a jeszcze inne, to po prostu przerost formy nad treścią i totalna padaka. Cały ten początkowy wywód powstał dlatego, że właśnie do takich grup, które na swych płytach prezentują stylistyczny miks bezkompromisowych gatunków należy włoski kwintet Rejekts. Do której z wymienionych we wstępie trzech grup zalicza się ten hord powiem może później. Teraz kilka słów o muzyce, jaka znalazła się na wydanym pod koniec zeszłego roku, drugim, pełnym albumie projektu nazwanym „Adamo”. Ogólnie rzecz biorąc, ta trwająca trochę powyżej 43 minut płytka zawiera zgrabny konglomerat zimnego Black Metalu i surowego, korzennego Grindcore’a. Oczywiście to nie wszystko. Napotkamy tu także niemałe ilości politycznie naładowanego, chropowatego Hc/Punk’a, odrobinę Crust’a, jak i post-industrialną elektronikę. Dzieje się tu więc dosyć sporo. Chłopaki napierdalają z zębem i nie oglądają się za siebie. Często jadą na pełnej kurwie, ale i chwile wytchnienia są, odnoszę jednak wrażenie, że tylko po to, aby po nich dopierdolić jeszcze bardziej zjadliwie. Tradycyjne wybuchy Grindcore’owej wścieklizny dosyć zgrabnie łączą się tu z jadowitym, siarczystym, Diabelskim wypierdem, rwanymi rytmami i hipnotyzującymi, klawiszowymi oparami nadającymi płycie ponurego feelingu. Całość jednak napędzają wg mnie tak samo zaskakujące, jak i wciągające melodie, które w ciągu sekundy potrafią zmienić nastrój tego krążka. Nieźle popaprana i bardziej zawiła to płyta, niż się początkowo wydaje. Obok niszczącej obiekty perkusji, miażdżącego krtań, szalejącego basu, wrzącego wyziewu gitar i pojebanych wrzasków przechodzących w gardłowe ryki usłyszymy tu także pokręcone pogłosy wiosła, dysonansowe akcenty, naznaczony mrokiem klawisz i transowe, post-metalowe niuanse. Wielokrotnie zmienia się tu tempo, intensywność i tonacja tej burzy dźwięków, co może wytrącać z równowagi, rujnować poczucie komfortu, a niekiedy wręcz przerażać słuchającego. Cóż, panowie z Rejekts grać potrafią, mają wyobraźnię i nie boją się eksperymentów, co nie raz udowodnili na „Adamo”. Mnie jednak nie przekonuje do końca ten ekstremalny rollercoaster. Przesłuchałem kilkukrotnie ten album, jednak większych emocji on u mnie nie wywołał, a prawie sinusoidalna zmienność aury i natury tego materiału bardziej mnie wkurwia, niż wywołuje niepokój. Dlatego też wracając do początków moich wypocin uważam, że płyta ta zalicza się do drugiej grupy takich produkcji. Jest to zatem krążek w swej kategorii bardzo solidny i do pewnego stopnia intrygujący, ale nie ma chuja we wsi, wyżej wała nie podskoczy. Wyłącznie dla zwolenników ponadgatunkowej ekstremy.
Hatzamoth
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz