Trembling Void
„Demo I”
Inferna Profundus Records 2022
Trochę późno Inferna Profundus zabrało się za wydanie tych nagrań, bo wyżej wymienione demo zarejestrowane zostało w roku poprzednim, a w obecnym mamy już płytę, ale co tam! Trembling Void to jednoosobowy projekt powstały w Kanadzie i parający się surowym black metalem. Jego „Demo I” zawiera osiem numerów utrzymanych w tymże tonie i czerpiących z bogatego dorobku lat dziewięćdziesiątych i początku teraźniejszego wieku. Po dość niepokojącym, syntezatorowym wstępie, przypominającym delikatnie podkład z filmu o sławnym rekinie, wkraczają zimne gitary, kreśląc nostalgiczne riffy, które płynąc z wolna, wykazują momentami podobieństwo do patentów z jedynki Dodheimsgard. Po tych spokojnych trzech minutach charakter muzyki zmienia się diametralnie, ukazując twarz drugiej fali, poprzez wygrywane tremolo w średnim tempie, które obniża temperaturę, przez co robi się naprawdę chłodniej. I tak już będzie do końca. Kanadyjczyk w swoich utworach serwuje całkiem odhumanizowany i lodowaty klimat. Chwilami jest tutaj dość nienawistnie i wrogo, ale mroczna oraz samobójcza melancholia się też pojawia, podając chociażby za przykład czwarty kawałek, który toczy się w średnim tempie, przygrywając niczym nasza Mgła. Przez ponad sześć minut gniecie rytualnie i wzbudza uczucie niepokoju. Piątka to powrót odwołań do wspomnianych Norwegów, a po równie spokojniejszej szóstce nadchodzi „Death, The Only Reprieve”. Niesie on ze sobą mroźny i zobojętniały riff, wyjęty żywcem z twórczości Darkthrone, który hipnotyzuje zabójczo, zamykając słuchacza w swych kleszczach. To najlepszy moment na tym materiale. Podobny w swym wyrazie „Seasonal Negativity” zamyka całość. Pomimo brudnej produkcji, ponieważ to w końcu raw black metal, wszystkie sekcje są słyszalne i jak na ten typ muzyki nic nie szumi zbytnio, a dźwięk tnie narządy słuchu jak brzytwa. Kanadyjczyk zapodaje konkretny brudny bleczur, oparty o najlepsze i wypróbowane wzorce i dokładając kilka swoich pomysłów tworzy coś co czarną sztuką można nazwać. Jej wydźwięku nie należy jednak porównywać do dokonań Czarnych Legionów czy zespołów z chilijskiej sceny. Bliżej jej raczej do wczesnej Skandynawii, tyle że w jej prymitywniejszej wersji. Przeszkadza mi tylko nieco wokal, który trochę za bardzo został chyba efektem potraktowany. Po odsłuchaniu premierowego kawałka z płyty, już ten efekt tak nie drażni, a zawarte tam akordy, zapowiadają mocne wydarzenie. Ta demówka to zaledwie starter. Zatem czekam na główne danie. Sprawdzać!
shub niggurath
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz