środa, 27 lipca 2022

Recenzja NETTELORTH „Nocte Ignota”

 NETTELORTH

„Nocte Ignota”

Opus Elefantum Collective 2022


Nettelorth to projekt, który zrodził się w głowie muzyka odpowiedzialnego także (w całości, lub do pewnego stopnia) za dźwięki, jakie możemy usłyszeć na materiałach Foghorn, Widziadło, czy Zguba, a przynajmniej tak twierdzą ci, którzy wiedzą. Twórca ten poświęcił podobno cały rok 2000 na nagranie swego debiutanckiego albumu i przelał na niego wszelakie swe nihilistyczne wizje oraz depresyjne stany beznadziejności  i bólu istnienia, jakie w owym czasie targały jego duszą. No i faktycznie słychać w tych dźwiękach, że optymistycznie nastawiony do świata, to on wówczas nie był, delikatnie rzecz ujmując. „Nocte Ignota” to bowiem nieco ponad 42 minuty mizantropijnego Black Metalu, który naprawdę solidnie nadziany jest negatywnymi wibracjami. Potrafi ten materiał srodze przejechać się po zwojach mózgowych, a chwilami beszta bardzo konkretnie. Zwłaszcza maniakalni wyznawcy dołującej, ale na swój pokrętny sposób także i oczyszczającej diabelszczyzny będą zapewne tą płytką urzeczeni. Sporo tu odniesień do klasyków II fali gatunku spod znaku DarkThrone, Mayhem, Forgotten Woods, Nargaroth, Judas Iscariot i Burzum, tak więc królują surowe, zimne riffy, siarczysta sekcja i wokale naznaczone nienawiścią i cierpieniem. Usłyszymy tu jednak także faktury dźwiękowe i rozwiązania charakterystyczne, dla bardziej współczesnego oblicza klimatycznego, czarciego grania na czele z oszczędnymi, chłodnymi, niekiedy wręcz minimalistycznymi klawiszami, które podkreślają gęsty mrok zawarty w tej muzyce. Te atmosferyczne, przepełnione ciemnością pasaże kierują myśli słuchającego w stronę twórczości Wolves in the Throne Room, Lustre, Hermóðr,  Paysage d’Hiver, czy też do pewnego stopnia Darkspace. Ma ten krążek niewątpliwie swój urok, a zawarte na nim kompozycje hipnotyzują i wciągają w swe przygnębiające, cieniste, melancholijne odmęty. Muzyka Nettelorth zachowuje także należytą równowagę pomiędzy bezpośrednimi, agresywnymi partiami, a umiejętnie zaakcentowanymi, klimatycznymi teksturami o zdecydowanie przygnębiającym feelingu. Nie jest to może produkcja, która rzuca na kolana, ale to niewątpliwie rzetelny, solidny Black Metal z mizantropijną aurą. Miłośnicy takiego grania mogą więc tę płytkę zamawiać praktycznie w ciemno, gdyż spędzą w jej towarzystwie wiele przyjemnie depresyjnych chwil. Jak także dobrze bawiłem się, słuchając „Noc Nieznaną”, więc jeżeli kiedyś powstanie jej następczyni, to także chętnie ustawię się z nią na małe rendez-vous.


Hatzamoth

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz