HOLOCAUSTO CANIBAL
„Crueza Ferina”
Selfmadegod Records 2022
Po pięciu latach od ostatniego albumu, który mam wrażenie, przeszedł nieco bez echa, z płytą numer sześć wydaną w barwach niezmordowanej Selfmadegod Records powracają weterani brutalnego mielenia z Portugalii. Mowa oczywiście o Holocausto Canibal, czyli o jednej z najbrutalniejszych ekip z tego kraju. Słyszałem wszystkie materiały Portugalczyków, a większość z nich mam w swojej kolekcji, jednak po dogłębnym zapoznaniu się z „Crueza Ferina”, będąc w pełni władz umysłowych, aczkolwiek w stanie wskazującym na spożycie, stwierdzam, że rzeczony materiał, to chyba najlepsze jak dotąd wymioty zespołu. Rozpierdol jest tu naprawdę okrutny, nie ma srania po krzakach, a dodatkowego smaczku dodaje chwilami motoryka zahaczająca o ciężki, żylasty D-Beat. Jednak w większości zawartych tu wałków (a jest ich 19) bębny niszczą bezlitosnymi blastami lub gniotą potwornie w wolniejszych, miażdżących fragmentach. Zagęszczony bas sprawia, że ciepłe jeszcze wnętrzności latają na wysokości lamperii, natomiast tłuściutkie, soczyste, a zarazem zaskakująco chwytliwe riffy i ryjące w krwawym mule, niskie growle powodują, że czujemy się, jakbyśmy brodzili wśród aromatycznych resztek z rzeźni. Kurwa, choć oryginalności w tym nie uświadczysz ani na jotę, to jednak Holocausto Canibal prezentuje tu taki miks krwawego, wrednego Grindu i klasycznie miażdżącego Death Metalu, który w chuj mnie się podoba, a że brzmi to potężnie, to i wyjebanie ma ta płytka zaiste zacne i potrafi dopierdolić tak, że uginają się kolana. Czy to możliwe zapytacie? Odpowiem, że jak najbardziej do jasnej Anielki. Każdy bowiem dźwięk, jaki usłyszycie na tej produkcji jest niczym strzał prosto w ryj giczą cielęcą, świńskim ryjem, bądź krwistymi podrobami z przerośniętą wątrobą na czele. Nie jest to jednak bezmyślna łupanina ni krwisto fekalne, perwersyjne wymioty niskich lotów. Każde pizdnięcie w bębny, czy szarpniecie strun, każdy ryk gardłowego jest tu przemyślany, precyzyjnie zapodany i znajduje się tam, gdzie być powinien. Cały materiał jest w chuj agresywny, brutalny, ma zajebisty groove i poniewiera okrutnie. Jest to także wg mnie płytka, która doskonale sprawdzi się w wersji live. Już widzę ten zlany potem, podchmielony tłum, który napierdala pod sceną napędzany wałkami z tego krążka. Naprawdę trudno byłoby do nich nie dołączyć, choć zapewne po tej zabawie człowiek byłby przynajmniej delikatnie zakrwawiony i niewątpliwie oszołomiony. „Crueza Ferina” to zatem wyśmienity, smaczny kawałek paskudnego Death/Grindowego mięcha przyrządzony i podany przepisowo, bez żadnych fanaberii. To krążek stworzony wyłącznie dla brutalnej przyjemności. Dajcie zatem upust swym prymitywnym instynktom i żryjcie, ile wlezie. A gdy już się porzygacie…zacznijcie konsumować tę płytkę od nowa, gdyż za każdym razem będzie Wam to sprawiać niesamowitą przyjemność.
Hatzamoth
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz