niedziela, 31 lipca 2022

Recenzja BONGBONGBEERWIZARDS „Ampire”

 BONGBONGBEERWIZARDS

„Ampire”

Electric Valley Records 2022


Kurwa, jak ja uwielbiam takie masywne, miażdżące mielenie, jakie serwuje na swym drugim krążku niemiecki BongBongBeerWizards. I choć nazwa zespołu jest wg mnie wyjątkowo kretyńska, to jednak muza, jaką serwuje nam to trio z Dortmundu jest zaprawdę wyborna. Ciężar dźwięków zawartych na „Ampire” jest bowiem iście przytłaczający, a hipnotyzujące, transowe wibracje, jakie emanują z tej produkcji powalają na łopatki i sprawiają, że człowiek czuje się jak po lobotomii zaaplikowanej bez znieczulenia. Taki właśnie Drone/Doom/Stoner Metal uwielbiam. No ja pierdolę, nie wiem jak to możliwe, ale w pizdę palec brakuje mi słów, aby opisać tę zajebistą w chuj płytkę. Ostatnio czułem się tak przy genialnej, zeszłorocznej  dwójce Megalith Levitation, której reckę znajdziecie oczywiście na łamach Apocalyptic Rites. W tych prawie 50 minutach zawierają się tylko trzy wałki, ale miazgę robią one okrutną. Bez dwóch zdań, tych trzech jegomości wie, jak dojebać tak, aby z głuchym trzaskiem pękały czaszki i rozpadały się kręgosłupy. Nie wiem, jak oni to robią w tak wąskim składzie, ale nie da się ukryć, że kontakt z dwójką BongBongBeerWizards to naprawdę niełatwe przeżycie, gdyż ten krążek gniecie niesamowicie, a do tego ryje beret tak, że idź pan do chuja Wacława. Przede wszystkim odpowiadają za to bębny rozgniatające na miazgę i rozrywający bas, którego struny wiszą chyba do kolan obsługującego go muzyka. Swoje dokłada oczywiście ziarniste, zainfekowane gruzowatym pyłem wiosło, które beszta konkretnie, a do tego wprowadza w ten materiał niemal narkotyczny, naznaczony głęboko psychodelicznymi naleciałościami feeling. Wokale nie pojawiają się tu zbyt często, co zresztą uważam za słuszne posunięcie, gdyż same dźwiękowe faktury są na tym krążku zajebiaszczo przytłaczające. Gdy jednak odgłosy paszczy już się pojawią, to robią doskonałą robotę podkreślając zagęszczony, ołowiany charakter zawartych na tej produkcji tonów i odgłosów. Napotkamy tu także teoretycznie lżejsze struktury muzyczne, ale nawet te bardziej przystępne w teorii dla zwykłego śmiertelnika rozwiązania podkreślają tylko niewymownie intensywne, zwarte i smoliste oblicze tego niemal 50-minutowego robienia wody z mózgu przy pomocy „Ampire”. Jak na razie, to dla mnie najlepsza płyta w tym gatunku, jaka ukazała się Anno Bastardi 2022. Powalający krążek


Hatzamoth

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz