THE GATES
„…Of Pandemonium”
Northern Silence Productions 2022
Biorąc pod uwagę profil wydawniczy Północnej Ciszy, nie spodziewałem się, że ujrzę w ich katalogu taki album, jak debiut duetu The Gates. Dobrze się jednak stało, że niemiecki label zaopiekował się owym wydawnictwem, gdyż to naprawdę diabelnie dobra płyta, choć bardzo odmienna od produkcji, jakie dotąd można było znaleźć w katalogu tej wytwórni. Zespół określa swoją twórczość jako Magik Metal i coś w tym kurna jest, bo pewnego rodzaju magii w muzyce, jaką zawiera „…Of Pandemonium” mamy dosyć sporo. A cóż kryje się za takim, a nie innym określeniem muzyki tej nieco enigmatycznej grupy? Podstawą wydaje się tu tradycyjny, okultystyczno-psychodeliczny Rock z przełomu lat 70-tych i 80-tych sowicie polany wyrazistą elektroniką, która wyraźnie kojarzy się z dźwiękami syntezatorów sprzed bez mała czterech dekad. W ów klasyczny kręgosłup płynnie i bezboleśnie wprowadzono elementy zimnego Post-Punka, mrocznego Rocka Gotyckiego starej szkoły gatunku, oraz hipnotycznego Doom Metalu, który nadaje tej produkcji należytego ciężaru. Pojawiają się tu także w umiarkowanych ilościach agresywne partie wokalne kojarzące się z bardziej współczesnymi Black i Death Metalowymi produkcjami oraz odrobina progresywnego klawisza i garść wibracji kojarzących się z Cold Wave. Wyśmienicie urozmaicają one ten materiał i nadają mu zarazem nieco bardziej współczesnego szlifu przy jednoczesnym zachowaniu jego na wskroś tradycyjnej struktury. Brzmi to trochę tak, jakbyśmy klasyczny Metal połączyli z muzyką Bauhaus, Joy Division, New Order, czy The Sisters of Mercy. Choć może się to wydawać wysoce niestrawną mieszanką, to uwierzcie mi, ta muza żre jak jasna cholera i trudno oderwać się od tych wysoce uzależniających, okultystycznych hymnów. Muzyka The Gates ma pewne punkty wspólne z twórczością The Devil’s Blood, czy Year of the Goat, ale nazwy te, to raczej ogólny kierunek, a nie dokładne odwzorowanie dorobku tych grup. Nie należę, co prawda, do zwolenników takich dziwnych hybryd, gdyż często, gęsto jest to wg mnie przerost formy nad treścią, ale „…Of Pandemonium” niesamowicie przeorała mi beret i bardzo głęboko zapuściła korzenie w bruzdach mojego zjebanego, chorego mózgu. Mimo że tak naprawdę nie jest to do końca Metal, ani Gotyk, ani Rock i chuj wie, jak to w zasadzie nazwać, to jestem oczarowany tą płytką (pisałem przecież na początku, że jest w tym magia). Na pewno nie jest to jednak krążek dla każdego i bardzo wielu nawet nie spróbuje wziąć go na klatę, co uważam za spory błąd z ich strony, bo to co prawda w pizdu inna, ale zarazem jakże zajebista płyta.
Hatzamoth
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz