poniedziałek, 18 lipca 2022

Recenzja FUNERALIUM „Decrepit”

 FUNERALIUM

„Decrepit”

Caligari Records / Weird Truth Productions 2021

Seed of Doom Records 2022


Czwarty, pełny album tych francuskich gwałcicieli umysłów ukazał się pierwotnie już stosunkowo dawno temu (29.10.2021) i mimo że płyta to iście miażdżąca, to z racji zapierdalającego czasu już miałem sobie (z przykrością) odpuścić pisanie o tej produkcji. Wówczas pojawił się jednak pewien wytrych, z którego skrzętnie i bez zastanowienia skorzystałem. Otóż wersja vinylowa „Decrepit” swą premierę miała 4.02.2022, co w pewien sposób upoważnia mnie do jej zrecenzowania. Zatem moi państwo do działa, znaczy się do dzieła. Już na pierwszym materiale demo zespół doskonale scharakteryzował swą twórczość tytułując je „Ultra Sick Doom”. I twierdzę, że słowa te idealnie oddają istotę i ducha muzyki Funeralium. Dodałbym do tego zwrotu jeszcze wyraz Funeral i wówczas określenie Ultra Sick Funeral Doom byłoby strzałem w samo sedno. Muzyka, jaką tworzy zespół przytłacza bowiem, niczym ogromna, kilkunastotonowa, granitowa płyta nagrobna. Ciężar dźwięków, jaki prezentuje sobą „Zniedołężniały” jest po prostu porażający, a ogrom chorego feelingu, jaki uwalnia się z nich w każdej sekundzie jest niczym lobotomia przeprowadzana na żywca, która ma zadać ofierze maksymalnie możliwą ilość bólu i cierpienia. Krążek ten składa się z  czterech niszczycielskich, w chuj długich kompozycji, które odkrywają przed słuchaczem wszelakie niuanse autodestrukcji. Uwierzcie mi, niełatwo pisze się o takich płytach, aby nie zabrzmiało to banalnie, ale ten krążek naprawdę gniecie tak, że klękajcie narody. Przetaczają się tu bowiem po nas ponure interwały dźwięków, pod których wpływem zwoje na mózgu robię się sztywne i proste, jak druk kolczasty. Weźmy choćby drugi na tym materiale, prawie 32-minutowy „Ruination”. Ten utwór może wręcz zabić, jest bowiem tak sugestywny, ołowiany, hipnotyzujący i sieje takie spustoszenie pod kopułą, że podczas jego słuchania zapomina się o oddychaniu. Muzyka znajdująca się na „Decrepit” nie jest jednak tylko wolna i wgniatająca w glebę. Oczywiście, co normalne w tym gatunku, zawiera sporo tytanicznie ciężkich struktur, jednak usłyszymy tu także konwulsyjne wybuchy grzmiących beczek i gotującego się basu w połączeniu z płonącymi falami szalejących, zimnych gitar i spiętrzonych riffów, oraz rozrywającymi wnętrze na strzępy, wstrząsającymi  wokalami. Album ten oferuje też zniewalające, widmowe pasaże, szybujące kaskady pogrzebowych melodii, czy też opętane, rozedrgane, psychodeliczne tekstury, które wywołują niepokój i poczucie zagrożenia. Nie można też zapomnieć o cudownie jęczących harmoniach gitarowych, czy wysublimowanych, solowych lamentach. Nie jest to płyta łatwa w odbiorze. To niemal 78-minutowe błądzenie po zakamarkach chorego umysłu nakreślone intensywnymi, dźwiękowymi kontrastami. Poruszanie się po nich może być dla niektórych wstrząsającym przeżyciem natury emocjonalnej. Dla mnie jednak była to wspaniała podróż po piekielnych czeluściach grobu, którą odbyłem z lubością i zapewne jeszcze nie raz chętnie zapuszczę się w te rejony. Naprawdę chora płyta przecudnej urody.


Hatzamoth      


Ps. Porządek musi być, zatem dodam tylko, że Caligari Records odpowiada za wersję Mc, Wierd Truth Prod. wydała ten materiał na cd, natomiast Seed of Doom Records uraczyła fanów zespołu ładnie wydanym, 180 gramowym plackiem z vinylu w dwóch wersjach (czarnej i marmurkowo srebrnej).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz