sobota, 2 lipca 2022

Recenzja Triumvir Foul „Onslaught To Seraphim”

 Triumvir Foul

„Onslaught To Seraphim”

Invictus Productions (2022)

Pięć lat kazał nam czekać Triumvir Foul na swój kolejny, trzeci już pełny album i nie owijając w bawełnę – czekać było warto. Nie jest tajemnicą, że grupa coraz mocniej odchodziła od gruzowego, post-portalowego grania, na rzecz bardziej klasycznego metalu śmierci, co zresztą było już słychać na wydanej przed trzema laty EPce „Urine Of Abomination”. O ile tamtemu materiałowi zarzucałem pewną schematyczność kompozytorską, tak nie mogę złego słowa powiedzieć o „Onslaught Of Seraphim”. Ekipa z Portland faktycznie poszła dalej ze swoją muzyką w kierunku bardziej klasycznego łojenia, ale odnalazła się w tych realiach doskonale. Niespełna 35 minut muzyki zamknięte w 8 kompozycjach kipi agresją, brawurowym wykonaniem, fantastycznie szyjącymi gitarami i złowieszczym klimatem. Czuć tu ducha Incantation, ale Oregończycy grają zdecydowanie żwawiej, szybciej, rzadziej uciekając się do grobowych zwolnień. Porównań doszukiwałbym się prędzej wśród zespołów takich jak Ignivomous, Altars, czy – idąc jeszcze dalej w przeszłość – wczesnego Hypocrisy, gdzie słyszę wiele podobieństw w szybszych i bardziej agresywnych fragmentach. Słowo agresja w przypadku tego wydawnictwa wydaje się być kluczem, gdyż płyta nią kipi. Niezależnie od tego, czy pogrywane jest szybciej czy wolniej, wściekłość wylewa się z głośników, a czytelny growling i lekki pogłos produkcyjny tylko potęgują ten efekt. Zwarte, niedługie, ale rozbudowane kompozycje skutecznie zachęcają słuchacza do kolejnych odsłuchów wciągając go w ogród niuansów i smaczków, którymi „Onslaught To Seraphim” jest usiane. Ten kompozytorski kunszt jest zdecydowanie największym atutem tego wydawnictwa. Najnowsza propozycja Amerykanów jest obrzydliwie oldschoolowa w swojej współczesności, a przy tym cholernie wysmakowana i budząca podziw. Nie jest to płyta stricte retro, ani żadne „cośtam wannabe” pomimo pewnych wyraźnych inspiracji, o których wspomniałem wcześniej. Jeśli o którejś tegorocznej, deathmetalowej płycie miałbym powiedzieć, że jest zagrana „z głową” to byłaby właśnie ta. Jak dla mnie najlepsze co zarejestrowali, ale nawet Ci, którzy są rozczarowani kierunkiem rozwoju Triumvir Foul nie powinni czuć się zawiedzeni, bo nie ma tu krzty rozwodnienia. Buy or die!


Harlequin

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz