Forbidden Tomb / Nansarunai
Split
Inferna Profundus Records 2022
Trafił mi się w łapy kolejny split, zawierający skrajny w swym wyrazie raw black metal. Tym razem obydwie kapele pochodzą z Indonezji. Jedną z nich jest już nieco znany Nansarunai, lecz kompilację rozpoczyna jego „kuzyn” czyli Forbidden Tomb, który jest chyba jednoosobowym projektem, podobnie jak jego towarzysz, z którym dzieli omawiany materiał. Cztery utwory jakimi chciał się popisać muzyk, to do bólu surowa i prosta rzecz. Metaliczne gitary riffują w średnim tempie i generują hipnotyczne akordy, gdzie basu nie uświadczysz, a beczki są naprawdę z kartonu. Nie da się ukryć, że w połączeniu z całkiem przerażającymi wokalami jest nawet mrocznie. Jest jednak jeden problem, ponieważ poza oczywiście syfiastą produkcją, nagranie dziwnie faluje tak jakby koleś nagrał je na monofonicznym magnetofonie i w dodatku na wkręconej kilka razy kasecie. Być może był to zamierzony efekt, ale kompletnie się nie udał. Całość brzmi niczym rzępolenie piętnastolatka, który dorwał się do instrumentów. Cóż, od czegoś trzeba zacząć. Po tych katuszach na arenę wchodzi Nansarunai. Te trzy kawałki różnią się delikatnie od tych ze splitu z Wampyric Rites. Były zarejestrowane rok wcześniej więc przypuszczam, że to jest tego powodem, gdyż rozwój muzyczny tego jegomościa był pewnie na początkowym etapie. Numery w porównaniu do tamtych są prostsze, jednak ich charakter jest dużo bardziej ostry niż u poprzednika. Jakość dźwięku nasuwa skojarzenia z bliżej niesprecyzowanym black metalowym „szumem”, spoza którego wyłaniają się lodowate wiosła w towarzystwie perkusji, wygrywającej swoje „umpa umpa”. Pomijając ziarnistość i siermiężność kompozycji, to da się zauważyć pewne analogie do drugiej fali gatunku, które nie są azali zbyt oczywiste, lecz istnieją. Co tu dużo pisać. Prymitywny black, to prymitywny black. Dla niektórych śmieszny, a dla innych kultem jest. Zachęcam do przesłuchania i wybrania odpowiedniej strony.
shub niggurath
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz