Barbarian
"Vipeface"
Hells Headbangers 2022
Barbarian pochodzą z Włoch. Swoją karierę muzyczną kontynuują już nieprzerwanie od ponad dwudziestu lat, a ja jakoś nigdy o nich nie słyszałem. No bo tak bezpośrednią i nieskomplikowaną nazwę zapamiętałbym nawet gdybym nie umiał w angielski. Opis promocyjny ładnie zachęcał, że stare granie, że kult, że teeego.... No to się skusiłem. I chęci na nadrabianie zaległości z lat minionych nie mam. "Vipeface" to prosty przykład na to, jak nie powinno się grać muzyki oldskulowej. Dlaczego? Proszę bardzo, zilustruje to na przykładzie otwierającego całość utworu tytułowego. Faktycznie pojawiają się tutaj akordy, powiedzmy że thrashowe, jak z lat osiemdziesiątych, z tym, że pozbawione jakiejkolwiek mocy, mocno rozwodnione i nijakie. Można powiedzieć - geriatria, na tyle silna, że aż spojrzałem na fotki muzyków, czy aby nie są zdrowo po sześćdziesiątce. W tekście natomiast pojawia się, najczęściej chyba spotykany, rym "fire - desire". Gdzieś w środku wjeżdża jałowa solówka, nie wiem w ogóle po co, oraz nieco Manowarowe chórki. O rzesz cię ja pierdolę! Na to jeszcze kładziemy kapkę lekkiego klawisza w tle, monotonną patatajnię do jazdy na oklep i mamy Barbarzyńcę. To dopiero jeden numer a ja już byłem zmęczony. Otwarcie następnego jest ewidentnym dowodem, że panowie pomysłów nie mają. Józek na garkach postukuje a pozostali móżdżą, co by tu odpierdolić. No kurwa, jak na próbie nastoletniego zespołu w wiejskiej remizie. Ha, żeby było śmieszniej, podobna zagrywka jeszcze się w dalszej części płyty pojawia ponownie. Jak i wspomniana patatajnia (często) i coraz bardziej wkurwiające chórki (ciut rzadziej). Ten krążek trwa coś koło pół godziny, lecz męczy bułę niemiłosiernie. Wszystko jest tu rozmemłane, schematyczne i kompletnie bez wyśpiewanego na wstępie ognia. Znałem kiedyś gostka, który na imprezie szkolnej strasznie wykaleczył fragment utworu Slayer (bo całego się nie był w stanie naumieć), po czym zszedł ze sceny dumny jak paw i poszedł w objęcia mamusi, głaszczącej synka po głowie, że tak ślicznie się zaprezentował. Jakoś słuchając tego całego Barbarian owa historyjka mi się przypomniała, i chyba nie muszę myśli rozwijać, dlaczego. Dodam jedynie, że przegięciem pały jest ostatni na krążku "Regressive Metal", zagrany na nutę "Into the Crypts of Ray" będący profanacją stylu Celtic Frost. Tutaj nawet słynne "Ugh!" brzmi jak pierdnięcia Bobika. Próbowałem podejść do "Vipeface" jeszcze kilka dni później, z nadzieją, że wyciągnę z tego coś więcej. Niestety, tylko poprawne brzmienie i tylko poprawny wokal niczego w tym przypadku nie uratują. Słabe to jest w chuj i nie zamierzam sobie Barbarianem więcej zaprzątać głowy. Żegnam nieczule.
- jesusatan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz