sobota, 23 lipca 2022

Recenzja Weregoat / Eggs of Gomorrh "Orgiastic Rape of Resurrected Remains"

 Weregoat / Eggs of Gomorrh

"Orgiastic Rape of Resurrected Remains"

Iron Bonehead 2022


Jak Weregoat robi splita z Eggs of Gomorrh, to nie ma chuja we wsi, oczywiście, że będzie bolało. Zespołów przedstawiać chyba nie trzeba, bo oba obecne są na scenie już ponad dziesięć lat, więc przejdźmy od razu do sedna. Gwałt na Wskrzeszonych Szczątkach rozpoczynają Amerykanie, prezentując się w trzech odsłonach. Już po egzorcyzmowym samplu wprowadzającym wiadomo, że wstępujemy do piekła. Na dziesięć minut klasycznego death / black metalu. Znajdziemy tu prawdziwą burzę z gradobiciem, czyli siermiężnie dudniącą perkusją, szyjącymi w równym tempie akordami i szeptanym growlem, okraszonym sporą ilością efektów, głoszącym słowo bezbożne. Weregoat trzymają przeważnie równe, średnio szybkie tempo i napierają naprzód sukcesywnie, bez okazywania jakichkolwiek oznak litości. Chwilami jedynie wspomnianą nawałnicę przerwą wyraźniejszym akordem, kolejnymi filmowymi samplami albo mruczącą niczym silnik czołgu partią basu. Gitary tną ostro a ich motoryczna praca urozmaicana jest gdzieniegdzie niezłymi solówkami. Wszystko to oczywiście ocieka diabelstwem i pluje Jezusowi w twarz. Panowie umiejętnie czerpią ze spuścizny Blasphemy czy wczesnego Belial, na której to podstawie wykształcili ostatecznie swój własny, śmierdzący siarką styl. Ponadto kochają Szatana, a ten zapewne zaciera ręce i tańczy radośnie przy ich twórczości. Kolejne cztery strzały to już Eggs of Gomorrh. Jest tu zdecydowanie szybciej i jeszcze bardziej brutalnie. Ich kompozycje to wojenna zawierucha, śmierć metal na wysokich obrotach, z niemiłosiernie tłukącą perkusją i intensywnym, staroszkolnym riffowaniem. Szwajcarzy nie bawią się w romanse z innymi gatunkami muzycznymi, wylewając z siebie żółć w najbardziej bezpośredni, chwilami dość prymitywny sposób. Podobnie wokal, pluje jadem i wyrzyguje z siebie wściekłość. W tej pozornej prostocie kryje się jednak całkiem sporo ciekawych rozwiązań, dzięki czemu nie obcujemy tu z monotonną sieczką. Utwory chwilami wyhamowują, ale dosłownie na moment, pozwalając na złapanie płytkiego haustu powietrza przed dalszym wpierdolem. Muzyka Eggs of Gomorrh jest niczym zmasowany atak artyleryjski a niewymuskane brzmienie to praktycznie klasyka gatunku. Jest zatem  brudno i tak masywnie, że kości same pękają. No cóż, ten split to łącznie dwadzieścia pięć minut kąpieli w jeziorze parującej lawy w towarzystwie Lucyfera i jego małych pomocników. Dwadzieścia pięć minut wyuzdanej, wojennej orgii w stanie bezbożności. Lepiej tego czasu nie spędzicie niż w przy dźwiękach "Orgiastic Rape of Resurrected Remains"

- jesusatan

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz