Solipsism
„Cruelty & Necrospection”
Hells Headbangers 2022
Solipsism to bardzo młoda kapela, bo powstała zaledwie dwa lata temu z inicjatywy australijskiego gitarzysty, który do współpracy zaprosił bośniackiego perkusistę. Ta międzykontynentalna kooperacja owocuje właśnie wydaniem płyty długogrającej, zawierającej sześć numerów utrzymanych w tonie surowego black metalu. Pomyślicie sobie, że nuda, bo po tym gatunku spodziewać się można tylko jednego. Otóż nie w tym przypadku, ponieważ raw w wykonaniu tych dwóch panów jest szczególny. Poza tym czymś wyjątkowym, to wszystkie elementy składowe właściwe dla tego typu muzyki, są oczywiście na swoim miejscu. Ziarniste gitary, kartonowe beczki, basik oraz przeraźliwe wrzaski wspomagane szczodrze pogłosem. Ponadto nie ma spocznij, bo riffy zapierdalają w słusznym tempie i zamrażają nam synapsy i dendryty. Produkcja jak przystało syfiasta, sprawiająca wrażenie, że słuchamy „Cruelty & Necrospection” ze starej stilonki, przegrywanej ze sto razy. Dlatego słychać wyraźnie, iż dźwięk dziwnie faluje, bębny miejscami zanikają podobnie jak bas, a piwniczne widziadła zaczynają niemalże wyłazić ze ścian. No dobra, muzykowanie tego duetu miało być wyjątkowe, no więc jest, bo wspomniane bezduszne i lodowate wiosła wygrywają tak komiczne melodie, że brzuch boli od śmiechu. W życiu nie słyszałem czegoś podobnego. Bośniak i Australijczyk wymyślili nową odmianę, a mianowicie surowy melodyjny black metal, delikatnie skręcający w melancholijne rejony. W rzępoleniu Solipsism jest jeszcze jedna ciekawostka, bowiem w trzech pierwszych utworach oprócz zwyczajowych riffów i tremolo, pojawiają się akordy, których nie powstydziłby się Aerosmith, Guns ‘N Roses czy nawet Nirvana. Dziwna sprawa, chyba że mam halucynacje. Ok, już chyba dość. Nieszczęśliwie zakochanym „blek maniakom” wejdzie bez lubrykantów.
shub niggurath
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz