wtorek, 3 stycznia 2023

Recenzja Blackened Temple „Blackened Temple”

 

Blackened Temple

„Blackened Temple”

Werewolf Promotion 2022

Co prawda mamy już 2023 rok, ale nie należy zapomnieć o kilku ciekawych pozycjach, które ukazały się pod koniec 2022. Jedną z nich jest debiut dość świeżego projektu, bo powstałego w drugiej połowie poprzedniej dekady, a jest nim Blackened Temple. W jego skład wchodzi dwóch panów. Pierwszym z nich jest Valr, udzielający się w kilku kapelach z amerykańskiego stanu Illinois, bo chyba na stałe przebywa on w Chicago, a są to między innymi Ossilegium oraz Amongst The Fallen. Drugim z muzyków jest niejaki Darkness, zamieszkujący Nowy Targ i znany z takich przedsięwzięć jak Rotten Age czy Ignis Inferni. Ich pierworodne dziecko to osiem numerów utrzymanych w black metalowym tonie delikatnie przyprawionym kostuchą. Przy pierwszym zetknięciu z tą płytą może się wydawać, że granie jakie serwuje nam Blackened Temple to nic nadzwyczajnego, lecz po dokładniejszym wsłuchaniu się w ten materiał wszystko nabiera właściwego kształtu. Mieszanka thrashowych i zdecydowanych riffów wraz z ostrymi tremolo płynie tutaj w zmiennych tempach. Melodie jako takie nie występują, a jeśli się takie pojawiają to są dość stonowane i nie zapraszają do tańca. Niosą ze sobą tą mroczną melancholię, o którą właśnie chodzi w  tego typu muzyce. Marszowe momenty w poszczególnych kawałkach podkreślają powagę black metalowego wyrazu, zaś szybkie tremolo dokładają do tego sporo wściekłości, której beznamiętność wręcz przeraża. Czysta mizantropia i chłód. Całość posiada bezwzględnie zimny wydźwięk i nie dba o uczucia odbiorców. Panowie bezlitośnie robią swoje w żaden sposób nie próbując przypodobać się komukolwiek. „Blackened Temple” to kawał dobrego szatańskiego grania z odpowiednio dociążoną sekcją rytmiczną, która wprowadza do niego elementy death metalu przez co siła tej produkcji rośnie z każdym odsłuchem, w czym pomagają bardzo dobre wokale, będące czymś na granicy blackowego warkotu i śmierć metalowego growlu. Delikatnie przypominają niekiedy zaciągnięcia w stylu Martina Van Drunen’a lub trochę Schuldiner’a z końca kariery. Uogólniając niezły debiut. Tradycyjny black / death metal, podczas słuchania którego, skojarzenia są nad wyraz widoczne, ale sami do nich dojdźcie. Polecam fanom czarnej muzy.

shub niggurath

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz