Blackened
Temple
„Blackened
Temple”
Werewolf Promotion 2022
Co
prawda mamy już 2023 rok, ale nie należy zapomnieć o kilku ciekawych pozycjach,
które ukazały się pod koniec 2022. Jedną z nich jest debiut dość świeżego
projektu, bo powstałego w drugiej połowie poprzedniej dekady, a jest nim
Blackened Temple. W jego skład wchodzi dwóch panów. Pierwszym z nich jest Valr,
udzielający się w kilku kapelach z amerykańskiego stanu Illinois, bo chyba na
stałe przebywa on w Chicago, a są to między innymi Ossilegium oraz Amongst The
Fallen. Drugim z muzyków jest niejaki Darkness, zamieszkujący Nowy Targ i znany
z takich przedsięwzięć jak Rotten Age czy Ignis Inferni. Ich pierworodne
dziecko to osiem numerów utrzymanych w black metalowym tonie delikatnie
przyprawionym kostuchą. Przy pierwszym zetknięciu z tą płytą może się wydawać,
że granie jakie serwuje nam Blackened Temple to nic nadzwyczajnego, lecz po
dokładniejszym wsłuchaniu się w ten materiał wszystko nabiera właściwego
kształtu. Mieszanka thrashowych i zdecydowanych riffów wraz z ostrymi tremolo
płynie tutaj w zmiennych tempach. Melodie jako takie nie występują, a jeśli się
takie pojawiają to są dość stonowane i nie zapraszają do tańca. Niosą ze sobą
tą mroczną melancholię, o którą właśnie chodzi w tego typu muzyce. Marszowe momenty w
poszczególnych kawałkach podkreślają powagę black metalowego wyrazu, zaś
szybkie tremolo dokładają do tego sporo wściekłości, której beznamiętność wręcz
przeraża. Czysta mizantropia i chłód. Całość posiada bezwzględnie zimny
wydźwięk i nie dba o uczucia odbiorców. Panowie bezlitośnie robią swoje w żaden
sposób nie próbując przypodobać się komukolwiek. „Blackened Temple” to kawał
dobrego szatańskiego grania z odpowiednio dociążoną sekcją rytmiczną, która
wprowadza do niego elementy death metalu przez co siła tej produkcji rośnie z
każdym odsłuchem, w czym pomagają bardzo dobre wokale, będące czymś na granicy
blackowego warkotu i śmierć metalowego growlu. Delikatnie przypominają niekiedy
zaciągnięcia w stylu Martina Van Drunen’a lub trochę Schuldiner’a z końca
kariery. Uogólniając niezły debiut. Tradycyjny black / death metal, podczas
słuchania którego, skojarzenia są nad wyraz widoczne, ale sami do nich
dojdźcie. Polecam fanom czarnej muzy.
shub
niggurath
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz