Mierko
“Moments of Light and Dark”
Wolfspell Rec. 2022
Wiecie jakie płyty z gatunku atmosferyczny black
metal lubię najbardziej? Nieprzekombinowane. Nie mówię, że minimalistyczne,
choć czasem i za pomocą bardzo ograniczonych środków można zbudować zajebisty
klimat, o klasę przewyższający popisy wirtuozerów maści wszelakiej.
Umiejętnością najbardziej u mnie cenioną jest jednak zachowanie odpowiedniego
balansu między surowością a stosowaną ornamentyką. Mierko to solowy projekt z
Finlandii. Można powiedzieć, że początek drogi muzycznej Abhot’h’a
Xelpunanic’a, aczkolwiek ów pan zarejestrował już album dungeon/synth’owy pod
nazwą Haxan Dreams. Nie było to jednak nic wartego uwagi, w przeciwieństwie do
„Moments of Light and Dark”. Jakże trafny to tytuł. Kompozytor faktycznie
maluje swoją muzyką w czerni i bieli, bardzo wyraźną kreską, odrzucając na bok
wszelkie zbędne koloryzacje. Jak nietrudno się po moim wstępie domyśleć, mamy
tu do czynienia z nastrojowym, wciągającym swoim klimatem black metalem.
Swoistym lepem na muchy jest w przypadku Mierko umiejętność mamienia smutną,
nostalgiczną melodią na wielokrotnym zapętleniu. Od razu jednak zaznaczę, że
poszczególne utwory, niekiedy sięgające długością dwunastu minut, nie są
wlekącym się w nieskończoność motywem. Autor zdecydowanie wie, kiedy zmienić
linie gitar, gdzie podrasować wokale szronem a gdzie dać upust swoim siedzącym
głęboko w sercu żalom. Śnieżne tremolo podkreślane są chwilami za pomocą delikatnych
śladów smyczkowych, a bijące z muzyki uczucie przygnębienia jest
wszechogarniające. Chwilami zdaje się ono walczyć wewnętrznie z gniewem,
zwłaszcza gdy do głosu dopuszczone zostają najsurowsze, agresywne partie. Taka
przeplatanka to po raz kolejny potwierdzenie trafności doskonale dobranego
tytułu, gdyż gra kontrastów jest na tych nagraniach mocno intrygująca. Cały
czas towarzyszą jej jednak te wciągające harmonie oraz północny ziąb. Mimo iż
tekstów nie przeczytałem (dajcie spokój, z moim wzrokiem, nawet w okularach to
zbyt spora gimnastyka), coś pod skórą mi mówi, iż przekaz płynące z debiutu
Mierko jest bardzo osobisty. Czuć w tych dźwiękach zaklęte uczucia, prawdziwe
emocje. Może szczerość twórcza sprawia, że tak samo emocjonalnie da się je
odbierać, jeśli poświęci się im oczywiście odpowiednie miejsce i czas. Debiut
Mierko to muzyka do samotnej kontemplacji. Bez niej, to jak robić wino bez
drożdży, nic z tego nie wyjdzie. Jeśli
zatem lubicie chłodne, atmosferyczne granie i macie akurat wolny wieczór,
dajcie sobie chwilę na ten materiał. Uważam, że warto.
-
jesusatan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz