Funeral Mass
“Shadow of the Raventhrone”
Marquee Rec. 2022
Funeral Mass to młoda ekipa z Gdańska założona w
roku osiemnastym. Mimo iż od tamtej chwili upłynęło zaledwie pięć lat, panowie właśnie
serwują nam trzeci duży materiał, tym razem wydawany pod skrzydłami
brazylijskiej Marquee Records. Cóż więcej można powiedzieć o samym zespole… Na
pewno to, że jest dobitnym przykładem ewolucji i rozwoju w pozytywnym tego
słowa przypadku. Funeral Mass od
początku hołdują melodyjnemu graniu na szwedzką modłę. I nie mam bynajmniej na
myśli żadnych In Flames’ów czy innych Soilwork’ów, lecz prawdziwie mroźne i
skute lodem melodię, których prekursorami byli Sacramentum, Dawn czy, przede
wszystkim, Dissection. Zresztą już samo spojrzenie na wyjątkowo udaną, precyzyjnie
oddającą nastrój albumu okładkę może nasze skojarzenia właściwie nakierunkować.
No ale nie bez powodu wspomniałem o rozwoju. Pozostając we wspomnianym przed
chwilą nurcie, Funeral Mass z każdym kolejnym krokiem wyraźnie doskonalą i
rozwijają swoje kompozycje. „At the Crossroad of Dark Paths” był jedynie
zajawką. Obiecującą, ale mimo wszystko tylko zajawką czegoś, co mogło
ewentualnie nadejść, lub nie. „Forgotten Kingdom of the North” ujawnił
zdecydowanie bogatszy talent kompozytorski autorów, aczkolwiek kilka numerów nie
było pozbawionych wetkniętych, jakby na
siłę, zapychaczy. Najnowszy krążek wcześniejszych wad nie powiela. Tutaj każdy
z utworów jest dokładnie przemyślany i dopracowany w detalach. W każdym sporo
się dzieje, każdy opowiada swoją historię unikając schematycznego podziału na
zwrotki i refreny czy przesadnych powtórzeń. Kompozycje na „Shadow of the
Raventhrone” zaskakują bogactwem pomysłów, niebanalnymi, agresywnymi harmoniami,
najwyższej klasy solówkami i wyjątkową logiką, dzięki której cały krążek płynie
swobodnie od początku do końca nie nużąc ani przez chwilę. Gdańszczanie, choć w
większości utrzymują raczej wysokie obroty, nie starają się gnać do przodu dla
samej zasady, lecz logicznie dawkują tempo, nie zapominając po drodze o odpowiednim
nastroju i wspomnianej wcześniej melodii. Nie boją się też wrzucić tu i ówdzie
krótkiego fragmentu akustycznego, pogłębiającego bijący z albumu północny chłód.
Nie można też zapomnieć o szorstkich wokalach, które owe przeszywające zimno
dodatkowo potęgują swoją demonicznością. Podoba mi się brzmienie, jakie udało
się zespołowi uzyskać na tych nagraniach. Nie tak głębokie i podbite jak na
„Forgotten Kingdom of the North”, za to surowsze i zdecydowanie bardziej
jadowite. Inspiracje ekipą Nödtveidt’a są w tym albumie wyraźnie słyszalne, ale
daleki jestem od stwierdzenia, iż Funeral Mass to klon Szwedów. Co najwyżej
wyjątkowo pojętny uczeń, który, zwłaszcza za sprawą najnowszego wydawnictwa,
zdecydowanie wbija się do czołówki zespołów próbujących dorównać mistrzom. Sam
jestem mocno zaskoczony, jak udany materiał udało się chłopakom stworzyć.
„Shadow of the Raventhrone” to krążek, którego przegapić nie można!
-
jesusatan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz