CELESTIAL SEASON
„Mysterium II”
Burning World Records 2022
Przyznaję
się bez bicia, że nie bardzo wierzyłem w obietnicę Celestial Season, jakoby
kontynuacja wyśmienitej „Misterium I” miała ukazać się jeszcze w 2022 roku. A
tu proszę, siedem miechów po swej poprzedniczce zespół zgodnie z zapowiedziami
dostarcza nam drugą część trylogii zatytułowaną (a to ci niespodzianka)
„Mysterium II”. No i powiem Wam bez
niepotrzebnego bicia piany i walenia w bambus, że dwójka Misterium, podobnie
zresztą, jak wydana pod koniec kwietnia jedynka, dosłownie wbiła mnie w glebę.
Klasycznie gęsty i ciężki Doom/Death Metal nawiązujący do lat 90-tych, jaki
można usłyszeć na ostatnich wydawnictwach Holendrów miażdży skrupulatnie i nie
pozostawia złudzeń. Nie będę powtarzał tu raz jeszcze tego, co napisałem przy
okazji recenzowania „Misterium I”. Chodzi mi mianowicie (jak ktoś by jednak nie
wiedział) o to, że monumentalne bębny poparte grubym basem gniotą soczyście, tłuste, smoliste
riffy nadają tej płycie niesamowitego ciężaru, a doskonałe, melancholijne partie solowe i
grobowy growling po brzegi napełniają ją mrokiem. Jak zwykle zajebistą robotę
robi fachowo użyty parapet, pianino przedzierające się przez zamglone,
ambientowe fuzzy, jak i wszystkie inne, atmosferyczne ornamenty na czele z
akustycznymi partiami wiosła, czy instrumentalnymi pasażami, które podkreślają cmentarne
wibracje emanujące dosłownie z każdego, słyszanego tu dźwięku. Najważniejsze
jednak jest to, że druga odsłona Mysterium nie jest prostą kopią odsłony pierwszej.
Oczywiście na obu płytach znajdziemy, co zrozumiałe, punkty styczne, jednak
„Misterium II” jest rozdziałem zdecydowanie cięższym, bardziej ponurym i w
większym stopniu nasączonym ciemnością (choć i przecież na „Misterium I” także
tych składników nie brakowało). Najnowsza produkcja Celestial Season to po
prostu przytłaczający totalnie, monochromatyczny, zalatujący grobem, dryfujący
w hipnotycznej mgle beznadziejności album, który sieje pod deklem spustoszenie
większe niż Dietyloamid kwasu D-lizergowego. Ta płytka jest niczym samotna
eksploracja krainy umarłych, gdzie przy każdym kolejnym kroku coraz głębiej
zapadamy się w jej otchłanie, tracąc nadzieję na rychły powrót. Jednak nawet
gdybym kroczył ciemną doliną, Zła się nie ulęknę, gdyż Ono jest ze mną. Tak
więc już teraz zacieram racice, macham ogonkiem i oczekuję na trzecią,
zamykającą ową trylogię część tej rytualnej, zniewalającej, mistycznej pieśni pogrzebowej. Będzie miazga, innej opcji nie
przewiduję.
Hatzamoth
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz