środa, 18 stycznia 2023

Recenzja The Gauntlet “Dark Steel and Fire”

 

The Gauntlet

“Dark Steel and Fire”

Eternal Death 2023

Kiedy zobaczyłem fotkę promocyjną załączoną do debiutanckiego albumu The Gauntlet, to nieco zdębiałem. Kurwa, facet w kasku i koszulce Bathory stoi w słoneczny dzień obok swojego ścigacza. Rzut oka na okładkę… Też mamy motocykiel, a na nim jeźdźca zakutego w zbroję. No to będzie albo Bathory, albo Judas Priest albo jakiś speed metal, nie? Zgadza się! Przynajmniej jeśli chodzi o to pierwsze, bowiem echa twórczości Quorthona, tak gdzieś z okresy „Under the Sign of the Black Mark” / „Blood, Fire, Death” odbijają się w tych dziewięciu kompozycjach najgłośniej. Ace Meggido, człowiek odpowiedzialny w całości za The Gauntlet, najwyraźniej kocha miłością bezwzględną dwie rzeczy, czego upust postanowił dać tu zarówno w formie graficznej jak i muzycznej. Wizualnie wyszedł z tego kicz niemożebny, a dźwiękowo? Wiadomo, że Bathory wpływ na kształt sceny metalowej, zarówno w przeszłości jak i obecnie ma nieprzeceniony, a zespołów czerpiących z twórczości Szweda na palcach, nawet wszystkich kończyn, bynajmniej nie policzysz. No dobra, ale co innego czerpanie inspiracji a tworzenie metodą kopiuj wklej. A w przypadku Amerykanina niektóre momenty są dosłowne w dosłownym tego słowa znaczeniu, ze tak się wyrażę. I chyba nawet nie muszę wskazywać konkretnie palcem, bo chyba do głuchych nie piszę. Nie będę też wymieniał tytułów kompozycji najbardziej kojarzących się z rzeczonymi klasykami, bo musiałbym tu przepisać całą tracklistę. Fakt, Ace próbuje dorzucić tutaj także coś od siebie. Znajdzie się w tych piosenkach trochę punka, trochę drugofalowego blackmetalu, ale tak na dobrą sprawę nawet te składowe silnie łączą się, i to bezpośrednio, z wspominanym wielokrotnie od początku tego tekstu Bathory. Brzmienie gitar, rytmika, beczki, nawet wokal, to wszystko jest tu jak dla mnie zbyt naśladownicze. Albo odgłosy konne… Toć to czysta przeklejka. Nie powiem, że jest to wybitnie złe, bo odsłuchałem „Dark Steel and Fire” nawet dwa razy i ziewać mi się nie zachciało, jednak nie mam wątpliwości, iż do The Gauntlet wracać więcej nie będę.  Jeżeli ktoś chce sobie posłuchać nieco upośledzonego brata Quorthona z drugiej połowy lat  osiemdziesiątych, to macie tutaj płytę jak na zamówienie. Ja tam zdecydowanie wolę oryginał, a i copycat’ów  o zdecydowanie wyższej jakości sporo by się znalazło. Taki w sumie trochę śmieszne to wydawnictwo…

- jesusatan

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz