The Gauntlet
“Dark Steel and Fire”
Eternal Death 2023
Kiedy zobaczyłem fotkę promocyjną załączoną do debiutanckiego
albumu The Gauntlet, to nieco zdębiałem. Kurwa, facet w kasku i koszulce
Bathory stoi w słoneczny dzień obok swojego ścigacza. Rzut oka na okładkę… Też
mamy motocykiel, a na nim jeźdźca zakutego w zbroję. No to będzie albo Bathory,
albo Judas Priest albo jakiś speed metal, nie? Zgadza się! Przynajmniej jeśli
chodzi o to pierwsze, bowiem echa twórczości Quorthona, tak gdzieś z okresy
„Under the Sign of the Black Mark” / „Blood, Fire, Death” odbijają się w tych
dziewięciu kompozycjach najgłośniej. Ace Meggido, człowiek odpowiedzialny w
całości za The Gauntlet, najwyraźniej kocha miłością bezwzględną dwie rzeczy,
czego upust postanowił dać tu zarówno w formie graficznej jak i muzycznej.
Wizualnie wyszedł z tego kicz niemożebny, a dźwiękowo? Wiadomo, że Bathory
wpływ na kształt sceny metalowej, zarówno w przeszłości jak i obecnie ma
nieprzeceniony, a zespołów czerpiących z twórczości Szweda na palcach, nawet
wszystkich kończyn, bynajmniej nie policzysz. No dobra, ale co innego czerpanie
inspiracji a tworzenie metodą kopiuj wklej. A w przypadku Amerykanina niektóre
momenty są dosłowne w dosłownym tego słowa znaczeniu, ze tak się wyrażę. I
chyba nawet nie muszę wskazywać konkretnie palcem, bo chyba do głuchych nie
piszę. Nie będę też wymieniał tytułów kompozycji najbardziej kojarzących się z rzeczonymi
klasykami, bo musiałbym tu przepisać całą tracklistę. Fakt, Ace próbuje
dorzucić tutaj także coś od siebie. Znajdzie się w tych piosenkach trochę
punka, trochę drugofalowego blackmetalu, ale tak na dobrą sprawę nawet te
składowe silnie łączą się, i to bezpośrednio, z wspominanym wielokrotnie od początku
tego tekstu Bathory. Brzmienie gitar, rytmika, beczki, nawet wokal, to wszystko
jest tu jak dla mnie zbyt naśladownicze. Albo odgłosy konne… Toć to czysta
przeklejka. Nie powiem, że jest to wybitnie złe, bo odsłuchałem „Dark Steel and
Fire” nawet dwa razy i ziewać mi się nie zachciało, jednak nie mam
wątpliwości, iż do The Gauntlet wracać więcej nie będę. Jeżeli ktoś chce sobie posłuchać nieco
upośledzonego brata Quorthona z drugiej połowy lat osiemdziesiątych, to macie tutaj płytę jak na
zamówienie. Ja tam zdecydowanie wolę oryginał, a i copycat’ów o zdecydowanie wyższej jakości sporo by się
znalazło. Taki w sumie trochę śmieszne to wydawnictwo…
-
jesusatan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz