piątek, 20 stycznia 2023

Recenzja Noenum „Heresiarch”

 

Noenum

„Heresiarch”

Northern Heritage 2022

Nie mów hop przed zachodem słońca. Mniej więcej tak brzmi polskie, ludowe przysłowie. Podczas gdy większość zdążyła już podsumować rok dwudziesty drugi, Northern Heritage ni z gruszki, ni z pietruszki, wypuściła w ostatnich dniach grudnia dwie nowości, z których każda niejednemu mogła w top listach namieszać. Jedną z nich jest istniejący ponad dwadzieścia lat fiński Noenum. Zespół ten nie był dotychczas zbyt aktywny, bowiem dochrapał się jedynie demówki, EP-ki i splitu, ale znam takich, którzy na duży debiut bardzo cierpliwie czekali. I powiem krótko – każdy dzień ich oczekiwań został właśnie nagrodzony, i to z nawiązką. Na „Heresiarch” nie ma słabych momentów. Black metal w wykonaniu Noenum, mimo iż absolutnie nic nie wnoszący do kanonu gatunku, jest jego kwintesencją, najczystszym, encyklopedycznym przykładem. Zacznijmy od wokali. To, z jaką pasją Spell zdziera tu gardło może wywoływać gęsią skórkę i przypominać wczesne czasy hrabiego Grishnackha. Zero kompromisu, czysta wściekłość i nienawiść. Muzycznie z kolei jest zimno jak pod lodową taflą. Muzyka na „Heresiarch” w pierwszej chwili może wydawać się bardzo surowa, bo i taka faktycznie jest. Jednak Finowie nie zapomnieli o najważniejszym. O riffach. Nie znajdziecie tu jazdy na pełnej, opartej przez cały utwór na dwóch chwytach. W tej muzyce bardzo dużo się dzieje i jest ona w swoim odłamie mocno zróżnicowana, choć mocną spięta klamrą black metalu. Nie mówię tu wyłącznie o tym, że, gdyby porównać poszczególne ścieżki do gry aktorskiej, czasem zaskakiwani jesteśmy postacią trzecioplanową, stojącą całe przedstawienie gdzieś w cieniu, wychodzącą nagle do światła i przejmującą pierwsze skrzypce. Istotą „Heresiarch” jest nieprzeciętna umiejętność wplatania wpływów zewnętrznych i przekuwania ich we własną czarną myśl. Dla przykładu  „Darkness of God” czy „Gospel of Slime and Rot” to utwory bardzo melodyjne, oparte na prostym, niemal punkowym rytmie, jednocześnie mocno mrożące swoim klimatem co zapraszające do tańca. Zresztą wspomniana melodia stanowi tu zasadniczo podstawę poszczególnych kompozycji, pełnych zmieniających się, niesamowitych harmonii, ale to, co następuje na sam koniec wywoływać może srogi opad szczęki na podłogę. Wieńczący całość „Sanctus Draconis” to niemal satanistyczny rock, numer z czystym wokalem na dwa głosy, brzmiący jak czarna rytualna szanta odśpiewana w ogromnej grocie albo katedrze. Nie wspomniałem jeszcze o perkusji. Niby najczęściej wystukującej nieskomplikowany rytm w średnim tempie, lecz wystarczy się wsłuchać, by, szczególniej w wolniejszych partiach, doszukać się kilku zgrabnie wplecionych ozdobników. Nad brzmieniem Noenum popracowali równie mocno, co nad zawartością muzyczną, dzięki czemu materiał ten brzmi wyśmienicie. Staroszkolnie, czytelnie, zimno i niesamowicie wyraziście. „Heresiarch” to krążek, którego słucha się ze wstrzymanym oddechem, krążek, który uzależnia mocniej z każdym następnym podejściem, krążek, który udowadnia, iż w obecnych czasach nadal istnieją zespoły rozumiejące istotę czarnego metalu. Ta płyta to małe arcydzieło.

- jesusatan

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz