Noenum
„Heresiarch”
Northern
Heritage 2022
Nie mów hop przed zachodem słońca. Mniej więcej tak
brzmi polskie, ludowe przysłowie. Podczas gdy większość zdążyła już podsumować
rok dwudziesty drugi, Northern Heritage ni z gruszki, ni z pietruszki,
wypuściła w ostatnich dniach grudnia dwie nowości, z których każda niejednemu
mogła w top listach namieszać. Jedną z nich jest istniejący ponad dwadzieścia
lat fiński Noenum. Zespół ten nie był dotychczas zbyt aktywny, bowiem dochrapał
się jedynie demówki, EP-ki i splitu, ale znam takich, którzy na duży debiut
bardzo cierpliwie czekali. I powiem krótko – każdy dzień ich oczekiwań został
właśnie nagrodzony, i to z nawiązką. Na „Heresiarch” nie ma słabych momentów. Black
metal w wykonaniu Noenum, mimo iż absolutnie nic nie wnoszący do kanonu
gatunku, jest jego kwintesencją, najczystszym, encyklopedycznym przykładem.
Zacznijmy od wokali. To, z jaką pasją Spell zdziera tu gardło może wywoływać
gęsią skórkę i przypominać wczesne czasy hrabiego Grishnackha. Zero kompromisu,
czysta wściekłość i nienawiść. Muzycznie z kolei jest zimno jak pod lodową
taflą. Muzyka na „Heresiarch” w pierwszej chwili może wydawać się bardzo
surowa, bo i taka faktycznie jest. Jednak Finowie nie zapomnieli o
najważniejszym. O riffach. Nie znajdziecie tu jazdy na pełnej, opartej przez
cały utwór na dwóch chwytach. W tej muzyce bardzo dużo się dzieje i jest ona w
swoim odłamie mocno zróżnicowana, choć mocną spięta klamrą black metalu. Nie
mówię tu wyłącznie o tym, że, gdyby porównać poszczególne ścieżki do gry
aktorskiej, czasem zaskakiwani jesteśmy postacią trzecioplanową, stojącą całe
przedstawienie gdzieś w cieniu, wychodzącą nagle do światła i przejmującą
pierwsze skrzypce. Istotą „Heresiarch” jest nieprzeciętna umiejętność wplatania
wpływów zewnętrznych i przekuwania ich we własną czarną myśl. Dla
przykładu „Darkness of God” czy „Gospel
of Slime and Rot” to utwory bardzo melodyjne, oparte na prostym, niemal
punkowym rytmie, jednocześnie mocno mrożące swoim klimatem co zapraszające do
tańca. Zresztą wspomniana melodia stanowi tu zasadniczo podstawę poszczególnych
kompozycji, pełnych zmieniających się, niesamowitych harmonii, ale to, co
następuje na sam koniec wywoływać może srogi opad szczęki na podłogę. Wieńczący
całość „Sanctus Draconis” to niemal satanistyczny rock, numer z czystym wokalem
na dwa głosy, brzmiący jak czarna rytualna szanta odśpiewana w ogromnej grocie
albo katedrze. Nie wspomniałem jeszcze o perkusji. Niby najczęściej
wystukującej nieskomplikowany rytm w średnim tempie, lecz wystarczy się
wsłuchać, by, szczególniej w wolniejszych partiach, doszukać się kilku zgrabnie
wplecionych ozdobników. Nad brzmieniem Noenum popracowali równie mocno, co nad
zawartością muzyczną, dzięki czemu materiał ten brzmi wyśmienicie.
Staroszkolnie, czytelnie, zimno i niesamowicie wyraziście. „Heresiarch” to
krążek, którego słucha się ze wstrzymanym oddechem, krążek, który uzależnia
mocniej z każdym następnym podejściem, krążek, który udowadnia, iż w obecnych
czasach nadal istnieją zespoły rozumiejące istotę czarnego metalu. Ta płyta to
małe arcydzieło.
-
jesusatan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz