niedziela, 8 stycznia 2023

Recenzja Pragnavit „Paustaraga”

 

Pragnavit

„Paustaraga”

Werewolf Prom. 2022

Miałem w życiu dwie kasety z muzyka filmową. Były to ścieżki do „1492: Wyprawa do raju” oraz „Ostatni Mohikanin”. Obie równie mocno rozbudzały moje zmysły, wywołując wizje bez oglądania ruchomych obrazów. Z Pragnavit przy okazji „Paustaraga” spotykam się po raz pierwszy, mimo iż ten projekt ma już na koncie kilka większych wydawnictw. Natomiast wspomniane pozycje filmowe wymienione zostały nie bezcelowo. Nie chodzi mi bynajmniej o wpływy czysto muzyczne na twórczość Białorusinów, lecz wspólny mianownik, czyli sposób oddziaływania na zmysły słuchacza. Muzyka Pragnavit to coś więcej niż tylko piosenki do słuchania. Podchodząc do tych nagrań z doskoku, ominie nas cała ich istota. To tak jak byśmy kosztowali lizaka przez folię. W tych dźwiękach mieszkają bowiem naturalne, żywe uczucia, prawdziwe emocje, prastare duchy, anioły i demony, dusze przodków, leśne skrzaty, borostwory i siwobrody Gandalf. Wszystko czego zapragniecie, albo wszystko co wam podyktuje wyobraźnia, tudzież podświadomość. „Paustaraga” to podróż przez kolorowy niczym ogon pawia świat, przez dźwięki dark ambientowe, folkowe, etniczne i rytualne tworzone za pomogą piszczałek, kotłów, kobzy, tamburyna i całego wachlarza instrumentów ludowych, strzelającego w ognisku drewna, odgłosów natury, mantrycznych recytacji i dziewiczych śpiewów. Bogactwo stosowanych środków ma jednak w tym przypadku pełne uzasadnienie, bowiem album ten pełen jest momentów pięknych, smutnych, zaskakujących… Chwilami można mieć skojarzenia z twórczością Dead Can Dance czy Clannad, jednak to tylko niewielkie, a na pewno nie wszystkie, drogowskazy mające na celu zarysowanie wam ogólnego klimatu „Paustaraga”. Zdecydowanie odpowiedniego uroku dodaje tym kompozycjom wszechobecny język narodowy twórców. Klimat, jaki został tu stworzony wciągnął mnie po czubek głowy i przez wiele wieczorów nie mogłem się od tej płyty oderwać, za każdym razem wsiąkając coraz głębiej i odkrywając w tej muzyce coraz to więcej intrygujących elementów. Mimo iż krążek ten trwa siedemdziesiąt pięć minut, czas przy nim całkowicie traci swoje znaczenie, wręcz znika. Uwielbiam tego typu hipnotyzery. Gdybym usłyszał ten materiał z miesiąc wcześniej, to pewnie znalazłby się on wśród najlepszych płyt w moim osobistym podsumowaniu roku. Cudowna, emocjonalna i tajemnicza, wręcz szamańska płyta.

- jesusatan

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz