KONTAGION
„[RE!KOVERY]”
Sudden
Strike Records 2022
No,
w kurwę jego zajebaną mać! Panie i Panowie, łobrzygatelki i łobrzygatele,
ogłaszam wszem i wobec, będąc zdrowym na umyśle i wątrobie, że wydany pod
koniec zeszłego roku, czwarty album bydgoskiego Kontagion niszczy w chuj, ora
mózgownicę i w mordę jeżozwierza nie bierze jeńców, mimo że cały ten materiał
wypełniają covery (co można było poniekąd wywnioskować po jego tytule). Z
jednej strony trochę szkoda, że nie usłyszeliśmy tu autorskich kompozycji grupy,
a z drugiej prezentacja tych wałków, a w zasadzie ich dekompozycja i ponowne
złożenie w nowe, zdecydowanie inne, nierzadko wyjątkowo psychodeliczne oblicze
robi doprawdy piorunujące wrażenie. Darujcie, ale nie będę analizował aspektów
technicznych, czy aranżacyjnych tej płytki, gdyż wiadomo, że Sfen i jego ekipa
synogarlicy z dupy nie wypadli, doświadczenia swoje na przestrzeni lat zebrali
i grać potrafią. Bardziej skupię się zatem na emocjach, jakie wywołał u mnie
ten krążek, zawsze bowiem twierdziłem, że muzyka, to nie matematyka i
najważniejszą role grają tu właśnie namiętności, uniesienia i doznania, jakie
targają nami podczas kontaktu z daną płytką. Tak więc covery Godflesh, Sodom,
Sepultura, Korn sprawiły, że niemal rozpadłem się na kawałki. Chyba tylko
Łyskacz, który wówczas spożywałem, sprawił, że zdołałem zachować swą fizyczną
formę i nie rozleciałem się w pizdu na drobne kawałki. Całe kurwa szczęście, bo
kto, poza moją biedną żoną chciałby je zbierać? Tak naprawdę jednak, to po
całości dojebały mi wałki Cypress Hill, Pitch Shifter, Public Image Ltd. i
okrutnie ciężka, wręcz bitumiczna wersja piosenek Crowbar (ja pierdolę,
„Existence is Punishment w wykonaniu Kontagion normalnie zrobiła mi z mózgu
krwiste sashimi). Nie znaczy to, że pozostałe covery prezentują się jakoś
gorzej. Wszystkie przerobione są wybornie i wymiatają bez dwóch zdań, a te,
które wyszczególniłem, zrobiły mi po prostu niemal fizyczną krzywdę, więc
zrozumiałe jest, że najbardziej wbiły się one w moje zakończenia nerwowe.
Dobra, pora już jednak kończyć ten mój wywód, aby co niektórzy się nie
porzygali (a jeżeli nawet, to nie horyzontalnie, bo zapaskudzą wszystko wokół i
będzie pierdolnik, jak ta lala, a ja tego sprzątać nie zamierzam). Wyśmienity
krążek, choć na następnym oczekuję już utworów własnych bydgoskiego ansamblu.
Szkoda tylko, że „[RE!KOVERY]” ukazało się jak na razie tylko w wersji
cyfrowej. Może warto pomyśleć nad jakąś limitowaną wersją cd? Jeżeli takowa się
kiedyś ukaże, to jako jeden z pierwszych się po nią zgłoszę. Wyborne granie.
Świetna robota chłopaki!
Hatzamoth
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz