sobota, 7 stycznia 2023

Recenzja LORD BELIAL „Rapture”

 

LORD BELIAL

„Rapture”

Hammerheart Records 2022

Nie wiem, czy się ze mną zgodzicie, ale mam wrażenie, że ostatnimi czasy rozpoczął się prawdziwy sezon na powroty zza grobu. Reaktywowało się ponownie lub wznowiło działalność po okresie zawieszenia w próżni wiele zespołów, które rozpalały zmysły fanów kilka dekad temu wstecz. Oczywiście jedni wykonali mniej lub bardziej spektakularny comeback, inni natomiast zaliczyli totalną padaczkę i ponownie dali se siana. Gdyby zaprowadzić swoisty ranking powrotnych płyt, to tegoroczny, dziewiąty w dyskografii album szwedzkich weteranów z Lord Belial znalazłby się, moim skromnym zdaniem zdecydowanie w czubie tej tabeli. Panowie powrócili po 14 latach ciszy i pozamiatali naprawdę konkretnie, nagrywając jeden ze swych najlepszych materiałów, choć paradoksalnie nie pokazali na nim nic, czego byśmy już nie znali choćby z „Kiss the Goat”, czy „Enter the Moonlight Gate”. Ta płytka mogłaby śmiało ukazać się w drugiej połowie lat 90-tych, kiedy to swe triumfy święciły takie albumy jak „Far Away From the Sun”, „The Coming of Chaos”, „Storm of the Light’s Bane”, „Ancient God of Evil”, „Darkside”, „Diabolical”, „Nord…”, czy „Slaughtersun (Crown of the Triarchy)”. Zaprawdę, wpisała by się ta produkcja w nurt tamtych czasów wręcz idealnie, nawet brzmieniowo. Szwedzka horda wymiata zatem, jak za najlepszych czasów, prezentując jadowity, zimny, nienawistny, acz stosunkowo melodyjny Black Metal, emanujący charakterystyczną, mroczną, majestatyczną atmosferą.No posłuchajcie tylko takiego „Legion”, „On a Throne of Souls”, „Rapture of Belial”, czy „Lux Luciferi”. Siarczyste beczki, wyśmienite, agresywne, chłodne riffy, doskonałe solówki i rasowe, diaboliczne wokale, a wszystko to powleczone całunem ciemności. Ja nie mam kurwa więcej pytań. Tak więc można powiedzieć, że „Zachwyt” to 666% Lorda Beliala w Lordzie Belialu. A tak już całkiem poważnie. Jeżeli ktoś z Was do teraz lubi i ma w swej kolekcji pierwsze trzy albumy zespołu, to możecie być pewni, że „Rapture” Was nie zawiedzie, zwłaszcza że prócz wylewającego się z niej bluźnierstwa napotkacie tu także nieco bardziej subtelne aranżacje i aspekty, które nie od razu uderzają frontalnie. Nie spodziewałem się, że ten krążek aż tak sprowadzi mnie do parteru. Chyba postawiłem już krzyżyk (oczywiście odwrócony) na tej hordzie i nie wierzyłem, że będą jeszcze w stanie nagrać tak zaciekły, intensywny i złowieszczy album. No i całkiem zasłużenie, dostałem po mordzie. W tym przypadku jednak chętnie nadstawię drugi policzek. Bardzo dobry krążek.

 

Hatzamoth

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz