niedziela, 29 stycznia 2023

Recenzja Mondocane / Goatworship „Enigmata / The Eminent”

 

Mondocane / Goatworship

„Enigmata / The Eminent”

Drakkar Prod. 2023

Mondocane to teoretycznie młody twór, bo jego początki sięgają zaledwie dwa lata wstecz. Jednocześnie bardzo pracowity, gdyż w tym czasie zdążył już wypuścić dwa pełne albumy i EP-kę. Dziś, bynajmniej nie zwalniając tempa, częstuje nas kolejnym wydawnictwem. Nieco nietypowym, bowiem poza prezentacją obecnej formy zespołu, udowadniającym, iż jego mózg to człowiek z dość głębokimi już muzycznymi korzeniami. No ale po kolei. Pierwsze trzy kawałki na „Enigmata / The Eminent” to nowe, autorskie kompozycje Mondocane właśnie. Jeżeli komuś podobały się wcześniejsze nagrania Szweda, to i tym razem zawiedziony nie będzie, gdyż są one w prostej linii kontynuacją tego, co dane nam było usłyszeć dotychczas. Można powiedzieć, że dzięki charakterystycznemu brzmieniu, pracy perkusji oraz wokalowi, zespół ten jest już mocno rozpoznawalny, a nawet poniekąd oryginalny. Czerpiąc głęboko z klasyki skandynawskiego black metalu, nie przełamując żadnych barier, skutecznie miesza ze sobą pokrywający wszystko szron z odpowiednią dawką melodii. Nie sili się przy tym na wyścigi z wiatrem, gdyż tradycyjnie utwory utrzymane są w średnim tempie, ze zdecydowanym naciskiem na siłę i chwytliwość a nie ekstremę. Największą zaletą Mondocane jest chyba to, że po prostu potrafią odpowiednio poskładać ze sobą pasujące do siebie elementy tak, by miały odpowiednią moc a zarazem odpowiedni groove i harmonię. Do mnie to trafia po raz kolejny. Utwory następne to z kolei nagrania autorstwa tego samego człowieka, jednak sięgające datą roku milenijnego, kiedy ów działał jeszcze pod nazwą Goatworship. Dość ciekawa to wycieczka w przeszłość, dokumentująca najwcześniejsze poczynania Gorm’a. Ta część splitu to muzyka zdecydowanie bardziej chaotyczna i surowa. Chwilami bardzo mocno cytująca niektórych klasyków drugiej fali, jednocześnie głęboko zakotwiczona w graniu bardziej klasycznym, zwłaszcza thrash metalowym. Starczy posłuchać choćby riffowania w pierwszym na liście „Symphony of the Stars” by przenieść się w lata osiemdziesiąte. Wspomniałem o chaosie… Te trzy numery są  zdecydowanie bardziej zróżnicowane, pełne przejść z riffu w riff, naszpikowane zmianami tempa oraz sposobu kostkowania. Nie zawsze wszystko mi się tu zazębia, aczkolwiek zaprzeczyć się nie da, iż w tym szaleństwie mieszka coś dzikiego. Coś, co przypomina mi lata młodzieńcze, kiedy to zespoły wrzucały do jednego kotła wszystko co im do głowy wpadło, łącznie z klawiszowymi pasażami. Abstrahując od gatunku, nagrania Goatworship w kategorii kombinowania kojarzą mi się lekko z wczesnym Phlebotomized, gdzie kolorystyka stosowanych środków zdecydowanie przewyższała podstawową gamę barw szkolnego zestawu farbek plakatowych. Brzmienie oczywiście mamy tu mocno uproszczone, co jeszcze bardziej podkreśla garażowy charakter tych utworów. Tak na dobrą sprawę, to Goatworship przemawia do mnie z jeszcze większą siłą niż Mondocane. Dlatego też uważam ten split za wyjątkowo udaną pozycję. Zdecydowanie polecam i rozczarowań nie przewiduję.

- jesusatan

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz