Mondocane / Goatworship
„Enigmata / The Eminent”
Drakkar Prod. 2023
Mondocane to teoretycznie młody twór, bo jego
początki sięgają zaledwie dwa lata wstecz. Jednocześnie bardzo pracowity, gdyż
w tym czasie zdążył już wypuścić dwa pełne albumy i EP-kę. Dziś, bynajmniej nie
zwalniając tempa, częstuje nas kolejnym wydawnictwem. Nieco nietypowym, bowiem
poza prezentacją obecnej formy zespołu, udowadniającym, iż jego mózg to
człowiek z dość głębokimi już muzycznymi korzeniami. No ale po kolei. Pierwsze
trzy kawałki na „Enigmata / The Eminent” to nowe, autorskie kompozycje
Mondocane właśnie. Jeżeli komuś podobały się wcześniejsze nagrania Szweda, to i
tym razem zawiedziony nie będzie, gdyż są one w prostej linii kontynuacją tego,
co dane nam było usłyszeć dotychczas. Można powiedzieć, że dzięki
charakterystycznemu brzmieniu, pracy perkusji oraz wokalowi, zespół ten jest
już mocno rozpoznawalny, a nawet poniekąd oryginalny. Czerpiąc głęboko z
klasyki skandynawskiego black metalu, nie przełamując żadnych barier,
skutecznie miesza ze sobą pokrywający wszystko szron z odpowiednią dawką
melodii. Nie sili się przy tym na wyścigi z wiatrem, gdyż tradycyjnie utwory
utrzymane są w średnim tempie, ze zdecydowanym naciskiem na siłę i chwytliwość
a nie ekstremę. Największą zaletą Mondocane jest chyba to, że po prostu
potrafią odpowiednio poskładać ze sobą pasujące do siebie elementy tak, by miały
odpowiednią moc a zarazem odpowiedni groove i harmonię. Do mnie to trafia po raz
kolejny. Utwory następne to z kolei nagrania autorstwa tego samego człowieka,
jednak sięgające datą roku milenijnego, kiedy ów działał jeszcze pod nazwą
Goatworship. Dość ciekawa to wycieczka w przeszłość, dokumentująca
najwcześniejsze poczynania Gorm’a. Ta część splitu to muzyka zdecydowanie
bardziej chaotyczna i surowa. Chwilami bardzo mocno cytująca niektórych
klasyków drugiej fali, jednocześnie głęboko zakotwiczona w graniu bardziej
klasycznym, zwłaszcza thrash metalowym. Starczy posłuchać choćby riffowania w
pierwszym na liście „Symphony of the Stars” by przenieść się w lata
osiemdziesiąte. Wspomniałem o chaosie… Te trzy numery są zdecydowanie bardziej zróżnicowane, pełne
przejść z riffu w riff, naszpikowane zmianami tempa oraz sposobu kostkowania.
Nie zawsze wszystko mi się tu zazębia, aczkolwiek zaprzeczyć się nie da, iż w
tym szaleństwie mieszka coś dzikiego. Coś, co przypomina mi lata młodzieńcze,
kiedy to zespoły wrzucały do jednego kotła wszystko co im do głowy wpadło,
łącznie z klawiszowymi pasażami. Abstrahując od gatunku, nagrania Goatworship w
kategorii kombinowania kojarzą mi się lekko z wczesnym Phlebotomized, gdzie
kolorystyka stosowanych środków zdecydowanie przewyższała podstawową gamę barw
szkolnego zestawu farbek plakatowych. Brzmienie oczywiście mamy tu mocno
uproszczone, co jeszcze bardziej podkreśla garażowy charakter tych utworów. Tak
na dobrą sprawę, to Goatworship przemawia do mnie z jeszcze większą siłą niż
Mondocane. Dlatego też uważam ten split za wyjątkowo udaną pozycję.
Zdecydowanie polecam i rozczarowań nie przewiduję.
-
jesusatan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz