„Fäghring”
Nordvis
Produktion 2022
Duet
Bhleg mieliście okazję poznać przed trzema laty przy okazji Ep’ki „Ärill”, o
której to miałem okazję wyrazić swoje zdanie na łamach Apocalyptic Rites. Tym
razem pretekstem do odświeżenia tej znajomości jest tegoroczny, czwarty już
album długogrający hordy, który ponownie ukazał z pieczęcią Nordvis Produktion.
Od razu uspokoję fanów ich muzyki, że absolutnie żadnej wolty stylistycznej tu
nie ma…bo i też wcale nie miało jej być. Zespół ten bowiem od wielu już lat
podąża raz obraną ścieżka z konsekwencją godną szacunku. Ponownie więc obcujemy
tu z surowym, klimatycznym Black Metalem o pogańsko-folkowym szlifie. Panowie
L. i S. zabierają nas w mistyczną podróż pełną tajemniczych miejsc i
zakamarków, tyle że nie depczemy tym razem po norweskim śniegu, a raczej
wędrujemy po mglistych, szwedzkich lasach przepełnionych zjawami. Ta prawie 55-minutowa
przechadzka odbywa się najprawdopodobniej bardzo wcześnie rano lub wczesnym
wieczorem, gdyż praktycznie przez całą płytkę przewija się śpiew ptaków pośród
szumiących drzew. Oczywiście nie można wykluczyć, że w Szwecji ptaki śpiewają
nawet w środku nocy, jakkolwiek nieprawdopodobne by się to wydawało. Nieważne,
zostawmy już te nieszczęsne skrzydlate stworzenia i wracajmy do zawartości
„Fäghring”. Fajna to płytka. Muzyka, jaka się na niej znajduje, ma swój
charakterystyczny klimat, który w głównej mierze kształtują mizantropijne,
chłodne, chropowate, aczkolwiek w dużym stopniu melodyjne riffy do spółki z plemiennymi, niemal rytualnymi, tradycyjnymi,
ludowymi instrumentami (ręczne bębny, kości, brzozowe pałeczki, jak i trąbka,
czy harfa ustna, a to oczywiście nie wszystko) i odgłosami natury, o których
już tu wspominałem. Równa, mocna sekcja rytmiczna również wydatnie bierze
udział w jego budowie, zwłaszcza specyficzne, jakby obrzędowe partie rytmiczne
robią robotę. Wokale także udanie wpisują się na tym wydawnictwie w tę dosyć
surową warstwę instrumentalną i zarówno agresywny, mroczny scream, jak i
ceremonialne śpiewy podtrzymują i podkreślają zarazem duchowy aspekt zawartych
na tym krążku kompozycji. Naprawdę dobry to materiał, mimo że eksploruje dosyć
nadwyrężoną już, żeby nie powiedzieć, że zużytą formę ekspresji, jaką jest
klimatyczny Black Metal. Zaryzykowałbym nawet stwierdzenie, że to chyba najlepszy
krążek w dyskografii Bhleg (choć oczywiście tu zdania będą zapewne podzielone).
Każdy więc, kto darzył atencją poprzednie produkcje tej dwójki Szwedów w
kapturach, ten i tegoroczną płytkę pokocha bezwarunkowo. I bardzo dobrze, bo
myślę, że jest tego warta. Mnie także się podoba, choć kolana przed nią nie
zegnę.
Hatzamoth
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz