czwartek, 12 stycznia 2023

Recenzja BHLEG „Fäghring”

 

BHLEG

„Fäghring”

Nordvis Produktion 2022

Duet Bhleg mieliście okazję poznać przed trzema laty przy okazji Ep’ki „Ärill”, o której to miałem okazję wyrazić swoje zdanie na łamach Apocalyptic Rites. Tym razem pretekstem do odświeżenia tej znajomości jest tegoroczny, czwarty już album długogrający hordy, który ponownie ukazał z pieczęcią Nordvis Produktion. Od razu uspokoję fanów ich muzyki, że absolutnie żadnej wolty stylistycznej tu nie ma…bo i też wcale nie miało jej być. Zespół ten bowiem od wielu już lat podąża raz obraną ścieżka z konsekwencją godną szacunku. Ponownie więc obcujemy tu z surowym, klimatycznym Black Metalem o pogańsko-folkowym szlifie. Panowie L. i S. zabierają nas w mistyczną podróż pełną tajemniczych miejsc i zakamarków, tyle że nie depczemy tym razem po norweskim śniegu, a raczej wędrujemy po mglistych, szwedzkich lasach przepełnionych zjawami. Ta prawie 55-minutowa przechadzka odbywa się najprawdopodobniej bardzo wcześnie rano lub wczesnym wieczorem, gdyż praktycznie przez całą płytkę przewija się śpiew ptaków pośród szumiących drzew. Oczywiście nie można wykluczyć, że w Szwecji ptaki śpiewają nawet w środku nocy, jakkolwiek nieprawdopodobne by się to wydawało. Nieważne, zostawmy już te nieszczęsne skrzydlate stworzenia i wracajmy do zawartości „Fäghring”. Fajna to płytka. Muzyka, jaka się na niej znajduje, ma swój charakterystyczny klimat, który w głównej mierze kształtują mizantropijne, chłodne, chropowate, aczkolwiek w dużym stopniu melodyjne riffy do spółki  z plemiennymi, niemal rytualnymi, tradycyjnymi, ludowymi instrumentami (ręczne bębny, kości, brzozowe pałeczki, jak i trąbka, czy harfa ustna, a to oczywiście nie wszystko) i odgłosami natury, o których już tu wspominałem. Równa, mocna sekcja rytmiczna również wydatnie bierze udział w jego budowie, zwłaszcza specyficzne, jakby obrzędowe partie rytmiczne robią robotę. Wokale także udanie wpisują się na tym wydawnictwie w tę dosyć surową warstwę instrumentalną i zarówno agresywny, mroczny scream, jak i ceremonialne śpiewy podtrzymują i podkreślają zarazem duchowy aspekt zawartych na tym krążku kompozycji. Naprawdę dobry to materiał, mimo że eksploruje dosyć nadwyrężoną już, żeby nie powiedzieć, że zużytą formę ekspresji, jaką jest klimatyczny Black Metal. Zaryzykowałbym nawet stwierdzenie, że to chyba najlepszy krążek w dyskografii Bhleg (choć oczywiście tu zdania będą zapewne podzielone). Każdy więc, kto darzył atencją poprzednie produkcje tej dwójki Szwedów w kapturach, ten i tegoroczną płytkę pokocha bezwarunkowo. I bardzo dobrze, bo myślę, że jest tego warta. Mnie także się podoba, choć kolana przed nią nie zegnę.

 

Hatzamoth

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz