piątek, 20 stycznia 2023

Recenzja Majestic Mass „Destroys Minds And Rapes Souls”

 

Majestic Mass

„Destroys Minds And Rapes Souls”

Helter Skelter Productions / Regain Records 2023

Wiem, że mamy już 2023, ale w październiku minionego roku ukazała się druga płyta Majestic Mass. Choć ich twórczość nie wszystkim się podoba, a negatywnych recenzji mają bez liku, to i tak nie wypada o niej nie wspomnieć. Ci tajemniczy Duńczycy nie zważając na marudzenie co niektórych znawców metalu, powrócili z prawie trzydziestominutowym materiałem i znowu zamietli do czysta. W muzyce tego tercetu nie zmieniło się nic i bardzo dobrze. Po raz kolejny dostarczają swoim fanom dawkę podziemnego heavy metalu bardzo blisko skoligaconego z black metalem. Ci, którym ta kapela z Kopenhagi jest znana, wiedzą jakich wpływów można się tu doszukać. Nieszczęśnikom, którzy nigdy nie spotkali się z muzyką Majestic Mass, można podsunąć takie nazwy jak Death SS, Misfits, Electric Wizard czy wreszcie fiński Barathrum. Wszystkie te nazwy po zmiksowaniu dały nam szczególnego rodzaju smoothie, w którego skład wchodzą doom, stoner, heavy, rock i black metal. Za dużo? Otóż nie. Ci muzycy w sprytny sposób łączą te wszystkie typy grania. Za sprawą ich talentu i zaangażowania dostajemy nieskomplikowane riffy, pełne melodii żywcem wyjętych z lat 60. i 70. minionego stulecia. Całość podana al dente. Nie do końca ugotowana, ale też nie całkiem surowa, bo w sam raz. Garażowe gitary zapodają pływające akordy i bujając rozkosznie zapraszają na satanistyczny bal przebierańców. Żywa perkusja, o fantastycznie szeleszczących talerzach wybija rytm wraz z niekiedy żużlowatym basem, pilnując, aby tańce się udały. Dla podkreślenia klimatu chłopaki umieścili tu jeszcze specyficzny syntezatorowy akompaniament, a jego przypominające Hammonda brzmienie dodatkowo podkręca meskalinowo-horrowy klimat. Świetnie się tego słucha, ponieważ oprócz dość mrocznego wydźwięku „Destroys Minds And Rapes Souls”, wchodzi bez problemu. Dzieje się tak dlatego, że nie do końca chyba Duńczycy traktują to poważnie. Da się wyczuć, iż doskonale się bawią i w tym typowym dla Skandynawów stylu, puszczają do nas oczko, lubieżnie się uśmiechając. Znających rzępolenie Majestic Mass nie trzeba chyba zachęcać do sięgnięcia po ten album. Natomiast nie stroniący od eklektycznych produkcji słuchacze powinni się z nim zapoznać koniecznie i poza wyżej wymienionymi elementami, budującymi rzeczoną płytę, są zobowiązani posmakować tej ukrytej gdzieś między nutami, radości Kvelertak w „Covenant (Rapists Of The Free Will), a także doznać wariacji na temat motywu znanego z refrenu „Deep Calleth Upon Deep” Satyricon w przedostatnim „Lust & Fire”. Kawał dobrej i zarazem organicznej muzy, płynącej prosto z serca. Szkoda, że tak krótko trwa, bo jak dla mnie to mogłoby mieć nawet godzinę.

shub niggurath

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz