Majestic
Mass
„Destroys
Minds And Rapes Souls”
Helter Skelter Productions / Regain Records 2023
Wiem,
że mamy już 2023, ale w październiku minionego roku ukazała się druga płyta
Majestic Mass. Choć ich twórczość nie wszystkim się podoba, a negatywnych recenzji
mają bez liku, to i tak nie wypada o niej nie wspomnieć. Ci tajemniczy Duńczycy
nie zważając na marudzenie co niektórych znawców metalu, powrócili z prawie
trzydziestominutowym materiałem i znowu zamietli do czysta. W muzyce tego
tercetu nie zmieniło się nic i bardzo dobrze. Po raz kolejny dostarczają swoim
fanom dawkę podziemnego heavy metalu bardzo blisko skoligaconego z black
metalem. Ci, którym ta kapela z Kopenhagi jest znana, wiedzą jakich wpływów
można się tu doszukać. Nieszczęśnikom, którzy nigdy nie spotkali się z muzyką
Majestic Mass, można podsunąć takie nazwy jak Death SS, Misfits, Electric
Wizard czy wreszcie fiński Barathrum. Wszystkie te nazwy po zmiksowaniu dały
nam szczególnego rodzaju smoothie, w którego skład wchodzą doom, stoner, heavy,
rock i black metal. Za dużo? Otóż nie. Ci muzycy w sprytny sposób łączą te
wszystkie typy grania. Za sprawą ich talentu i zaangażowania dostajemy
nieskomplikowane riffy, pełne melodii żywcem wyjętych z lat 60. i 70. minionego
stulecia. Całość podana al dente. Nie do końca ugotowana, ale też nie całkiem
surowa, bo w sam raz. Garażowe gitary zapodają pływające akordy i bujając
rozkosznie zapraszają na satanistyczny bal przebierańców. Żywa perkusja, o
fantastycznie szeleszczących talerzach wybija rytm wraz z niekiedy żużlowatym
basem, pilnując, aby tańce się udały. Dla podkreślenia klimatu chłopaki
umieścili tu jeszcze specyficzny syntezatorowy akompaniament, a jego
przypominające Hammonda brzmienie dodatkowo podkręca meskalinowo-horrowy
klimat. Świetnie się tego słucha, ponieważ oprócz dość mrocznego wydźwięku
„Destroys Minds And Rapes Souls”, wchodzi bez problemu. Dzieje się tak dlatego,
że nie do końca chyba Duńczycy traktują to poważnie. Da się wyczuć, iż
doskonale się bawią i w tym typowym dla Skandynawów stylu, puszczają do nas
oczko, lubieżnie się uśmiechając. Znających rzępolenie Majestic Mass nie trzeba
chyba zachęcać do sięgnięcia po ten album. Natomiast nie stroniący od
eklektycznych produkcji słuchacze powinni się z nim zapoznać koniecznie i poza
wyżej wymienionymi elementami, budującymi rzeczoną płytę, są zobowiązani
posmakować tej ukrytej gdzieś między nutami, radości Kvelertak w „Covenant
(Rapists Of The Free Will), a także doznać wariacji na temat motywu znanego z
refrenu „Deep Calleth Upon Deep” Satyricon w przedostatnim „Lust & Fire”.
Kawał dobrej i zarazem organicznej muzy, płynącej prosto z serca. Szkoda, że
tak krótko trwa, bo jak dla mnie to mogłoby mieć nawet godzinę.
shub
niggurath
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz