„The Archdemon’sDecline /
UnViaje Sin Final” (Split)
Sun
& Moon Records 2022
No
i przyszedł czas, aby ponownie zajrzeć do Sun & Moon Records. Nie wszystko,
co do tej pory wydał ten label z Transylvanii, trafiało co prawda w moje gusta,
ale jak wiadomo De Gustibus Non Est Disputandum, więc co jakiś czas sprawdzać
trzeba, co tam w trawie ryczy, gdyż tylko w ten sposób można nieraz wyłowić z
natłoku wydawnictw niejedną perełkę. Split, który jest przyczyną mego
początkowego wywodu, do żadnych klejnotów co prawda nie należy, ale to solidne,
mocne, dobre wydawnictwo, które zadowoli z pewnością fanów Doom Metalu. Prezentują
się na nim nieco szerzej już znany, szwedzki Anguish (w którym udzielają się m.in.
muzycy Ondskapt) i powołany do życia 13 lat później, Chilijski Mortajas.
Przechodząc więc do rzeczy, bez specjalnego srania po krzakach, pierwsze trzy
wałki należą do Szwedów. Ich Necro Doom,
który jak dla mnie jest po prostu klasycznym Doom Metalem, przyprawionym sowicie śmierdzącym padliną Metalem
Śmierci gniecie konkretnie i fachowo. Soczyste beczki poparte grubym basem o
lepkich krawędziach miażdżą zawodowo, ciężkie, smoliste riffy hipnotyzują i
zarazem poniewierają, a że czynią to metodycznie i bez pośpiechu, tym większa
jest siła ich oddziaływania. Zaprawione w odpowiednim stopniu mrokiem i aromatem
cmentarnych kadzideł wokale oraz gustownie użyty parapet podkreślają
zawiesistą, grobową atmosferę, jaka panuje w trzech wykonywanych tu przez
Anguish wałkach. Dobra, wgniatająca w glebę muzyka ze śmiertelnym posmakiem.
Jest co posłuchać. Druga część tego wydawnictwa to również trzy utwory, które
wykonuje wspomniany już wcześniej, szczycący się krótką historią Mortajas z
Chile. W przypadku tej grupy mamy do czynienia z klasycznym, przyjaznym
słuchaczowi Doom Metalem głęboko inspirowanym twórczością Candlemass, Black
Sabbath, Saint Vitus, czy Solitude Aeturnus. Jest to wiec tradycyjna układanka
złożona z masywnej, gęstej sekcji, wibrujących, ciężkich, stosunkowo
melodyjnych riffów i mocnych, soczystych, konwencjonalnych wokaliz. Ładnie
chłopaki szyją, a ich muza ma charakterystyczny, ponury drive i napełniony
ciemnością feeling. Na pewno sprawdzę ich duży album, gdy tylko się go dorobią.
To w zasadzie wszystko. Fajerwerków może tu i nie ma, ale to fajny krążek z
naprawdę dobrym graniem. Warto więc poświęcić mu trochę czasu.
Hatzamoth
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz