sobota, 28 stycznia 2023

Recenzja ANGUISH / MORTAJAS „The Archdemon’sDecline / UnViaje Sin Final”

 

ANGUISH / MORTAJAS

„The Archdemon’sDecline / UnViaje Sin Final” (Split)

Sun & Moon Records 2022


No i przyszedł czas, aby ponownie zajrzeć do Sun & Moon Records. Nie wszystko, co do tej pory wydał ten label z Transylvanii, trafiało co prawda w moje gusta, ale jak wiadomo De Gustibus Non Est Disputandum, więc co jakiś czas sprawdzać trzeba, co tam w trawie ryczy, gdyż tylko w ten sposób można nieraz wyłowić z natłoku wydawnictw niejedną perełkę. Split, który jest przyczyną mego początkowego wywodu, do żadnych klejnotów co prawda nie należy, ale to solidne, mocne, dobre wydawnictwo, które zadowoli z pewnością fanów Doom Metalu. Prezentują się na nim nieco szerzej już znany, szwedzki Anguish (w którym udzielają się m.in. muzycy Ondskapt) i powołany do życia 13 lat później, Chilijski Mortajas. Przechodząc więc do rzeczy, bez specjalnego srania po krzakach, pierwsze trzy wałki należą do  Szwedów. Ich Necro Doom, który jak dla mnie jest po prostu klasycznym Doom Metalem,  przyprawionym sowicie śmierdzącym padliną Metalem Śmierci gniecie konkretnie i fachowo. Soczyste beczki poparte grubym basem o lepkich krawędziach miażdżą zawodowo, ciężkie, smoliste riffy hipnotyzują i zarazem poniewierają, a że czynią to metodycznie i bez pośpiechu, tym większa jest siła ich oddziaływania. Zaprawione w odpowiednim stopniu mrokiem i aromatem cmentarnych kadzideł wokale oraz gustownie użyty parapet podkreślają zawiesistą, grobową atmosferę, jaka panuje w trzech wykonywanych tu przez Anguish wałkach. Dobra, wgniatająca w glebę muzyka ze śmiertelnym posmakiem. Jest co posłuchać. Druga część tego wydawnictwa to również trzy utwory, które wykonuje wspomniany już wcześniej, szczycący się krótką historią Mortajas z Chile. W przypadku tej grupy mamy do czynienia z klasycznym, przyjaznym słuchaczowi Doom Metalem głęboko inspirowanym twórczością Candlemass, Black Sabbath, Saint Vitus, czy Solitude Aeturnus. Jest to wiec tradycyjna układanka złożona z masywnej, gęstej sekcji, wibrujących, ciężkich, stosunkowo melodyjnych riffów i mocnych, soczystych, konwencjonalnych wokaliz. Ładnie chłopaki szyją, a ich muza ma charakterystyczny, ponury drive i napełniony ciemnością feeling. Na pewno sprawdzę ich duży album, gdy tylko się go dorobią. To w zasadzie wszystko. Fajerwerków może tu i nie ma, ale to fajny krążek z naprawdę dobrym graniem. Warto więc poświęcić mu trochę czasu.

 

Hatzamoth

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz