środa, 11 stycznia 2023

Recenzja Paganfire “Of Deathblades and Bloodsoaked Paths...”

 

Paganfire

“Of Deathblades and Bloodsoaked Paths...”

Bestial Invasion Rec. 2023


Filipiński Paganfire to jeden z tych zespołów, co to srają wydawnictwami z godną pozazdroszczenia częstotliwością, ale jakoś ciężko im się zebrać do kupy by nagrać pełnowymiarowy materiał. Dowodem na to niech będzie fakt, iż przez trzydzieści lat nieprzerwanej działalności jedynym krążkiem był wydany dziesięć lat temu „Wreaking Fear and Death”. Dziś, dzięki uprzejmości Bestial Invasion, możemy cieszyć się drugim dużym materiałem, datującym oryginalnie na rok dwudziesty pierwszy, a wydanym rok później na taśmie przez Hells Headbangers oraz na srebrnym dysku via Ablaze Productions. No ale do rzeczy. Mimo iż to pełnoprawny album, to jego długość nie poraża, zamykając się w dwudziestu pięciu minutach. Intro / interludium plus pięć kawałków. Szybki wpierdol i do domu. Wpierdol jest to czysto staroszkolny. Kto zespół zna, ten wie, że jego inspiracje sięgają głównie thrashowej szkoły niemieckiej z mniej licznymi naleciałościami pierwszej fali black metalu. Przede wszystkim muzyka Paganfire to ostre riffowanie po sporym zastrzyku adrenaliny. Panowie się nie oszczędzają prując mocno przed siebie, chłoszcząc akordami przy których łeb można stracić w dzikim headbangingu. Nie jest to jednak galop z zamkniętymi oczami, gdyż co rusz częstowani jesteśmy płynnym przejściem w inny chwyt, klasyczną, podkręcającą tempo solówką czy chwilowym zwolnieniem, będącym czekaniem na sygnał do dalszego ataku. Oryginalności tu może niewiele, niektóre momenty mogą nawet bardzo dosłownie kojarzyć się z „Pleasure to Kill” czy „In the Sign of Evil” na podkręconych obrotach. Jednak sposób w jaki Filipińczycy odgrzewają kotleta zdecydowanie wybija się ponad przeciętność. Czuć w tym utworach pasję i ten pierwotny wkurw. Można śmiało powiedzieć, że „Of Deathblades and Bloodsoaked Paths…” to sto procent metalu w metalu. Ponadto materiał ten ma taką nośność, że chce się go słuchać na repeat i z każdym następnym okrążeniem sprawia coraz większą frajdę. Równie wściekły co sama muzyka jest wokal, zdzierający struny głosowe do krwi z godnym podziwu zaangażowaniem. Brzmienie jak najbardziej prawilne, analogowe, czytelne i szorstkie. Nie jest to na pewno muzyka dla fanów awangardy czy nowomodnego post-grania. Natomiast stare dziady, dorastające na thrash metalu w drugiej połowie lat osiemdziesiątych, oraz młodsi adepci kochający rzeczony okres, powinni być wpiekłowzięci. Na koniec muszę jednak trochę pogrozić wydawcy paluszkiem, bowiem tracklista na tylnej wkładce nijak ma się do rzeczywistej kolejności utworów na płycie. Proszę mi takich baboli w przyszłości unikać! Poza tym, jestem mocno na tak.

- jesusatan

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz