Sadistic
Force
„Morbid Oddysey”
Black Flame Rebbelion 2025
Zespół ten nie ma może najdłuższej historii, bowiem powołany
do życia został zaledwie pięć lat temu, jednak biorąc pod uwagę ich prężny styl
działania (panowie mają już w dorobku trzy EP-ki, splita oraz dwa pełniaki),
zdążyli zaskarbić sobie sporą rzeszę zwolenników. Jeśli dotychczas nie
mieliście okazji spotkać się z tą nazwą, to nowe wydawnictwo Black Flame
Rebellion będzie jak znalazł. Poza najnowszą EP-ką, o widocznym powyżej tytule,
zawiera ono bowiem wszystkie pomniejsze materiały zespołu, czyli „Pain, Sex
& Rapture”, „Black Moon Sadism” i dwa numery ze splitu z Hellrot. Łącznie
daje to ponad godzinę muzyki. Sadistic Force to młodzi przedstawiciele starego
grania. Czyli można się domyśleć, że thrash metal, i będzie to domysł słuszny.
A jako iż młodzi są panowie, i gniewni, to owo wskrzeszanie lat dawno minionych
wychodzi im tutaj naprawdę niezgorzej, mówiąc delikatnie. Przede wszystkim,
wyraźnie słuchać, że muzycy swoje narzędzia twórcze opanowali na bardzo wysokim
poziomie, oraz że, mimo poniekąd ograniczających wspomniany styl ram, potrafią
zabłysnąć pomysłowością. Nie, absolutnie nie mam na myśli mieszania
staroszkolnego młócenia z wpływami gatunków „awangardowych”, bo za jedyny
dodatek wlany do tego kipiącego kotła uznać można elementy blackmetalowe, i to
też przejawiające się bardziej w aspekcie wokalnym niż czysto muzycznym, lecz
umiejętność sklejania naprawdę ostrych , chwilami mocno sentymentalnych
melodii. Przez zdecydowaną większość czasu lecimy mocno do przodu, przy
akompaniamencie tnących niczym brzytwa riffów, czasem bardziej, czasem mniej
bezpośrednio nawiązujących do takich klasyków jak choćby Midnight, Venom,
Abigail, czy Whipstriker (by wymienić choćby jednego przedstawiciela z
pokolenia niżej). In plus zaliczyć należy fakt, że mimo wyraźnych wpływów,
wymienionych linijkę wyżej, nie da się Amerykanom zarzucić dosłownego
kopiowania, a klasyczną dzikość lat osiemdziesiątych starają się oni odtworzyć
po swojemu. Z drugiej strony, nie ma tutaj silenia się na nie wiadomo jakie
złożone aranżacje. Można powiedzieć, iż nagrania te są pierwotnie surowe i nieskomplikowane.
Nie brakuje w nich z kolei wysokiej klasy partii solowych, bynajmniej nie
wciśniętych tutaj na siłę, lecz stanowiących prawdziwą okrasę tych kompozycji,
czy szorstkich wokaliz (choć także i staroszkolnych zakrzyków z drugiego planu
nie zabrakło), i tego typowego, często kwadratowego rytmu perkusyjnego.
Chwilami na gitarach pojawia się bardzo fajny, stonerowy efekt, jak choćby w
„Lagoon of Doom”, dość nietypowy, aż zacząłem sobie szukać, czy to aby nie
jakiś zagrany na sterydach cover. A jak przy coverach, to wspomnieć można, że
parę się ich tutaj znalazło (nie będę psuł niespodzianki wymieniając tytuły),
ale zostały tak sprytnie wplecione w styl Sadistic Force, że nie od razu
załapałem, iż to nie utwory własne. Myślę, że każdy szanujący się fan thrash /
black metalu powinien sięgnąć po te numery, bo to naprawdę bardzo siarczysty
kopas w dupas. Zdecydowanie polecam.
-
jesusatan

















