niedziela, 5 października 2025

Recenzja Deteriorot „Awakening”

 

Deteriorot

„Awakening”

Xtreem Music (2025)

 


Paul Zavaleta niestrudzenie od 35 lat stara się zarażać kolejne pokolenia adeptów metalu śmierci swoją wizją prawdziwego, „korzennego” death metalu. I choć wydawać by się mogło, że w ostatnich latach dosyć sporo się przewija informacji o Deteriorot i grupa sra wydawnictwami na prawo i lewo, to „Awakening” jest dopiero czwartym, pełnym albumem sygnowanym logiem Deteriorot. Od ostatniego, nota bene niezłego „The Rebirth” minęły dwa lata, co jest wyjątkowo krótką przerwą w przypadku ekipy z Północnej Karoliny patrząc na częstotliwość nagrań w przeszłości. W przypadku takich prawdziwkowych kapel sztywno trzymających się wzorców w ciemno można by napisać, że „oto kolejny album...”, ale „Awakening” nieco zaskakuje. Trajektoria stylistyczna tym razem mocniej obrała kurs na Szwecję. Okładka budzi pewne skojarzenia z debiutem Sacramentum, ale moje skojarzenia pobiegły jednak w zupełnie innym kierunku. Zavaleta tym razem oferuje zaskakująco ascetyczny i klimatyczny album, w którym słychać echa Gorement, Crypt Of Kerberos. Bardzo znaczna część płyty oparta jest na bardzo wolnych, snujących się fragmentach, gdzie pojedyncze akordy surowych gitar w połączeniu z jadowicie szepczącym growlem tworzą złowrogą aurę niepewności i niedopowiedzenia. Można spekulować czy jest to zabieg celowy, czy po prostu brakowało pomysłów, ale finalny efekt jest zaskakująco skuteczny i przeważnie przekonujący. Celowo napisałem przeważnie, bo gdy Zavaleta z kolegami buduje klimat – czy to luźniejszy poprzez pojedyncze akordy, czy gęstszy i wisielczy (skojarzenia z Accidental Suicide są tu jak najbardziej na miejscu), czy prymitywnie bezpośredni w stylu Doom Snake Cult, jest to zrobione zawodowo. Doskonale też brzmią sporadyczne, furiatyczne przyspieszenia w których panowie Deteriorot zbliżają się do gatunkowej pierwociny rodem z garażu, a łomot wcale nie spada tak daleko od tego co w przeszłości robiła Lori Bravo z Nuclear Death – wtedy mamy okazję się przekonać, że pomimo 35 lat na scenie grupa nie popadła w sztywne, odtwórcze dziaderstwo i wcale nie jest to pudrowany trup. Gorzej niestety wypadają fragmenty, w których cisną się porównana z Bolt Thrower. Wtedy to już nie jest brytyjska machina wojenna, ale nasz polski, rodzimy Bolt Rower obsługiwany przez kogoś zza wschodniej granicy lub nie daj boże z kraju świętej krowy. W tych momentach Deteriorot brzmi rozczarowująco geriatrycznie, bezpłciowo, dokładnie tak jak setki innych kapel, którym się wydaje, że potrafią oddać ducha czasów minionych. Osobna kwestia odnoście tych nagrań dotyczy partii wokalnych. Wiem, że ten sykliwy growl był w pewnym sensie wizytówką grupy, ale słychać, że wiek robi swoje. I o ile czasem zabawy wokalne w Attilę Csihara się tu sprawdzały, tak czasem miałem wrażenie, że Paul nagrywał swoje partie wokalne z butlą tlenową u boku. Nie zmienia to faktu, że „Awakening” to płyta dobra, trochę inna od wcześniejszych. Są tu rzeczy zarówno bardzo dobre, jak i są fragmenty słabe, ale wciąż jest to kapela, która ma w sobie sporo żaru czasów minionych, za którymi wielu fanów – zwłaszcza tych 40+ tęskni. Nie jest materiał, który jest niezbędny w waszej kolekcji, ale posłuchać zawsze miło. 

Harlequin




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz