Saüc
„Catarsi”
Independent 2025
Istniejący
od 2017 roku, hiszpański Saüc powraca po czterech latach z drugą płytą. To
kolejna pozycja tej jesieni, która będzie służyć wielbicielom lżejszego grania,
choć do końca mocy muzyka tego kwintetu nie jest pozbawiona. Dobrze nastrojone
gitary i konkretnie brzmiąca sekcja rytmiczna, generują energiczną gędźbę, która
płynie w wartkich tempach oraz częstuje bogatą gamą przejść pomiędzy akordami.
Zwalniają one i przyspieszają przez cały czas trwania „Catarsi”, zmieniając
swoje oblicze, od rytmicznego palm mutingu, poprzez klasycznie, thrashowe
kostkowanie, do bardziej harmonijnych riffów i solówek, które kojarzyć się mogą
z heavy metalowymi manierami. Zresztą nie tylko te gatunki słychać w twórczości
tej piątki Katalończyków, bo panowie również sporo i ciekawie kombinują na
swych instrumentach, zbliżając się do progresywnego grania, które w połączeniu
z tradycyjnym traktowaniem strun i przygnębiającą melodyką, kreują interesującą
i przyjemną muzę. Chwytliwe kompozycje, które pozwalają się cieszyć sprawną grą
na poszczególnych instrumentach, łatwo wkręcającymi się refrenami i
melancholijno-refleksyjnym klimatem. Saüc grzeje w stonowanym stylu, trochę
radiowo, trochę kinowo, ale robi to w przemyślany sposób, serwując obfitą
porcję relaksu, podczas którego da się pomachać głową. To taka, odrobinę dźwiękowa
podróż poprzez skąpaną w słońcu Katalonię, która częstuje nie tylko gorącymi
rytmami, ale także każe przystanąć, aby odbyć introspektywną wycieczkę w głąb
swoich emocji i problemów dnia codziennego, w czym pomagają afektywne wokalizy
Alexa Fuentesa i gościnnie występującejw jednym numerze kobiety. Dobrze zagrany
metal noszący znamiona wcześniej wymienionych gatunków, o momentami
przebojowym, wręcz hard rockowym charakterze. Idealny do samochodu, plenerowy
koncert i imprezę przy piwie. Niezobowiązująca, nastrojowa i pełna temperamentu
produkcja. Nie dla wszystkich, ale sprawdzić warto.
shub
niggurath

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz