Ritualhammer
„Grand Pestilential Flame”
Werewolf Rec. 2025
Jakoś mam sentyment do wszelkiego rodzaju
“hammerów”. Ten konkretny, pochodzi z Finlandii, a premiera ich debiutanckiego
albumu miała miejsce, choć tylko w wersji cyfrowej, w zeszłym roku. Czujne oko
skauta Werewolf Records wyłapało jednak potencjał drzemiący w zespole, dzięki
czemu lada chwila „Grand Pestilential Flame” ujrzy światło dzienne w formie
fizycznej. I bardzo dobrze, bo to naprawdę mocny materiał, nawet jeśli do
kategorii „objawienie” bym go nie zaliczył. Mamy tutaj niecałe pół godziny
black / death metalowej zawieruchy w bardzo bezpośredniej, i głównie
staromodnej formie. Już za samo brzmienie chłopaki maja u mnie plus, bo
nagrania te, nawet jeśli zarejestrowane w sposób całkiem profesjonalny,
śmierdzą garażem, w czym przoduje mocno punkowo stukająca, i zajeżdżająca
wiadrem, perkusja. Jest ona głównym wyznacznikiem ogólnego podejścia zespołu do
tworzenia muzyki, opierającym się, przynajmniej w moim odczuciu, na totalnym
spontanie. Kawałki Ritualhammer nie grzeszą techniką, nie skłaniają się też do
jakiejś tendencji kombinatorskiej. Tutaj w zasadzie wszystko wyłożone jest
bezpośrednio na ławę, bez owijania w bawełnę i utrudniania odbioru. Czy to
szybciej, czy z chwilowym zejściem w tempo niższe, kompozycje Finów to
śmierdzący trumną black metal jak za dawnych czasów. Albo poczerniały metal
śmierci, bo zależy z której strony spojrzeć. Chwilami mocno wkurwiony,
szatkujący agresywnymi melodiami i torturujący przeplatającymi się niczym
warkocz wokalami o wyższej i niższej tonacji. Nie sposób odmówić tym piosenkom
także odrobiny groove’u, takiego mocno punkowego, skłaniającego do zarzucenia
czupurną. Ma ta muza ostre pierdolnięcie, i nawet jeśli nie jest to żadne
mistrzostwo świata, to słucha się jej na jednym wdechu, zerkając jedynie co
chwilę na boki z podświadomym pytaniem „co by tu rozpierdolić?”. Bardzo ładnie
mi ta muzyczka weszła, i nawet jeśli do niej więcej nie wrócę, to na pewno
zapamiętam nazwę, i przy kolejnej okazji też zrobię sobie z Ritualhammer kilka
rundek. Może dlatego, że mnie zaczarowali tym rytualnym zakończeniem albumu? A
może po prostu dlatego, że chłopaki grać potrafią. Bardzo spoko płyta.
-
jesusatan

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz