piątek, 17 października 2025

Recenzja Ritualhammer „Grand Pestilential Flame”

 

Ritualhammer

„Grand Pestilential Flame”

Werewolf Rec. 2025

Jakoś mam sentyment do wszelkiego rodzaju “hammerów”. Ten konkretny, pochodzi z Finlandii, a premiera ich debiutanckiego albumu miała miejsce, choć tylko w wersji cyfrowej, w zeszłym roku. Czujne oko skauta Werewolf Records wyłapało jednak potencjał drzemiący w zespole, dzięki czemu lada chwila „Grand Pestilential Flame” ujrzy światło dzienne w formie fizycznej. I bardzo dobrze, bo to naprawdę mocny materiał, nawet jeśli do kategorii „objawienie” bym go nie zaliczył. Mamy tutaj niecałe pół godziny black / death metalowej zawieruchy w bardzo bezpośredniej, i głównie staromodnej formie. Już za samo brzmienie chłopaki maja u mnie plus, bo nagrania te, nawet jeśli zarejestrowane w sposób całkiem profesjonalny, śmierdzą garażem, w czym przoduje mocno punkowo stukająca, i zajeżdżająca wiadrem, perkusja. Jest ona głównym wyznacznikiem ogólnego podejścia zespołu do tworzenia muzyki, opierającym się, przynajmniej w moim odczuciu, na totalnym spontanie. Kawałki Ritualhammer nie grzeszą techniką, nie skłaniają się też do jakiejś tendencji kombinatorskiej. Tutaj w zasadzie wszystko wyłożone jest bezpośrednio na ławę, bez owijania w bawełnę i utrudniania odbioru. Czy to szybciej, czy z chwilowym zejściem w tempo niższe, kompozycje Finów to śmierdzący trumną black metal jak za dawnych czasów. Albo poczerniały metal śmierci, bo zależy z której strony spojrzeć. Chwilami mocno wkurwiony, szatkujący agresywnymi melodiami i torturujący przeplatającymi się niczym warkocz wokalami o wyższej i niższej tonacji. Nie sposób odmówić tym piosenkom także odrobiny groove’u, takiego mocno punkowego, skłaniającego do zarzucenia czupurną. Ma ta muza ostre pierdolnięcie, i nawet jeśli nie jest to żadne mistrzostwo świata, to słucha się jej na jednym wdechu, zerkając jedynie co chwilę na boki z podświadomym pytaniem „co by tu rozpierdolić?”. Bardzo ładnie mi ta muzyczka weszła, i nawet jeśli do niej więcej nie wrócę, to na pewno zapamiętam nazwę, i przy kolejnej okazji też zrobię sobie z Ritualhammer kilka rundek. Może dlatego, że mnie zaczarowali tym rytualnym zakończeniem albumu? A może po prostu dlatego, że chłopaki grać potrafią. Bardzo spoko płyta.

- jesusatan




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz