czwartek, 2 października 2025

Recenzja Infinity Dream „Silver Lining”

 

Infinity Dream

„Silver Lining”

Nameless Grave Records 2025

Infinity Dream to kolejna, młoda kapela w stajni Nameless Grave Records, gdyż powstała w 2019 roku, ale debiut ma już za sobą. Obecnie wracają z drugim albumem, który zawiera muzykę dla lubiących delikatniejsze brzmienia. Najnowsze ich wydawnictwo (pewnie jak poprzednie) zawiera bowiem osiem kawałków melodyjnego heavy metalu, do którego dołożono trochę wpływów mrocznego rocka lat siedemdziesiątych i parę cięższych rozwiązań, przywodzących skojarzenia z klasycznym doom’em. To niezwykle, po epicku i odrobinę ckliwie, chwytliwa muza, która nie szczędzi nam tradycyjnych solówek, rytmicznego kostkowania i porywających riffów, które wraz z melancholijno-okultystycznymi, klawiszowymi pasażami, skutkuje marzycielskim i atmosferycznym uniesieniem, co podkreślają damsko-męskie wokale, lecące strzeliście w przestrzeń. Najnowszy krążek tej czwórki Amerykanów, to subtelne, ale także do bólu klasyczne granie, które łatwo się wkręca, a śpiew dwójki wokalistów tylko w tym pomaga, zwłaszcza podczas melodyjnych refrenów. Materiał zarejestrowany został wzorcowo, lecz nie jest to nic złego, gdyż Infinity Dream w żadnym momencie nie pretenduje przecież do wstąpienia w podziemne szeregi. To prosta i harmonijna muzyka. Tradycyjnie metalowa, może zbyt radiowa, ale posiadająca jak na ten gatunek swą moc i pewną tajemnicę, która potrafi do siebie przyciągnąć. Jest energiczna, nastrojowa i zdaje się płynąć prosto z serca, co słychać w lekkości i zaangażowaniu z jakimi wygenerowane zostały kompozycje na „Silver Lining”. Jednakże wielbicielom gruzu i Szatana polecić jej nie mogę, ponieważ nic tu dla siebie nie znajdą. Zespół i płyta tylko dla fanów ładnych, ale bezkrwistych brzmień i tych, którzy do dzisiaj omdlewają na samą myśl o Europe czy Whitesnake.

shub niggurath




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz