Infinity
Dream
„Silver
Lining”
Nameless Grave Records 2025
Infinity
Dream to kolejna, młoda kapela w stajni Nameless Grave Records, gdyż powstała w
2019 roku, ale debiut ma już za sobą. Obecnie wracają z drugim albumem, który
zawiera muzykę dla lubiących delikatniejsze brzmienia. Najnowsze ich
wydawnictwo (pewnie jak poprzednie) zawiera bowiem osiem kawałków melodyjnego
heavy metalu, do którego dołożono trochę wpływów mrocznego rocka lat
siedemdziesiątych i parę cięższych rozwiązań, przywodzących skojarzenia z
klasycznym doom’em. To niezwykle, po epicku i odrobinę ckliwie, chwytliwa muza,
która nie szczędzi nam tradycyjnych solówek, rytmicznego kostkowania i
porywających riffów, które wraz z melancholijno-okultystycznymi, klawiszowymi
pasażami, skutkuje marzycielskim i atmosferycznym uniesieniem, co podkreślają
damsko-męskie wokale, lecące strzeliście w przestrzeń. Najnowszy krążek tej
czwórki Amerykanów, to subtelne, ale także do bólu klasyczne granie, które
łatwo się wkręca, a śpiew dwójki wokalistów tylko w tym pomaga, zwłaszcza
podczas melodyjnych refrenów. Materiał zarejestrowany został wzorcowo, lecz nie
jest to nic złego, gdyż Infinity Dream w żadnym momencie nie pretenduje
przecież do wstąpienia w podziemne szeregi. To prosta i harmonijna muzyka.
Tradycyjnie metalowa, może zbyt radiowa, ale posiadająca jak na ten gatunek swą
moc i pewną tajemnicę, która potrafi do siebie przyciągnąć. Jest energiczna,
nastrojowa i zdaje się płynąć prosto z serca, co słychać w lekkości i
zaangażowaniu z jakimi wygenerowane zostały kompozycje na „Silver Lining”.
Jednakże wielbicielom gruzu i Szatana polecić jej nie mogę, ponieważ nic tu dla
siebie nie znajdą. Zespół i płyta tylko dla fanów ładnych, ale bezkrwistych
brzmień i tych, którzy do dzisiaj omdlewają na samą myśl o Europe czy
Whitesnake.
shub
niggurath

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz