czwartek, 2 października 2025

Recenzja Armoured Knight „The Quest of the Sacred Melody”

 

Armoured Knight

„The Quest of the Sacred Melody”

Dying Victims Productions 2025

Ci czterej panowie pochodzą z Chile i grają pod tą nazwą już od 2009 roku. Co prawda na koncie mają kilka małych wydawnictw, ale ten debiut udało im się zarejestrować dopiero teraz. Znajdziecie na nim osiem utworów, które są klasycznym graniem, będącym swoistą mieszanką speed i power metalu. To żwawa muzyka, która potrafi przygrzać szybkimi riffami i takimże palm mutingiem, ale średnie, bardziej rytmiczne tempa również u Armoured Knight się zdarzają. Podczas tych szybkich akordów panowie zapierdalają zdrowo przed siebie, nie oglądając się na boki. Nie jest to jednak typowe dla tego gatunku smaganie batem, który trzyma w rękach sam Lucyfer, bo odznaczają się one lżejszą formą i dużą melodyjnością, co przybliża rzępolenie Chilijczyków do Running Wild czy stricte klasycznych, bardziej heavy metalowych produkcji w stylu Helloween. Tu jak u tych ostatnich spotkać możemy żwawe kostkowanie, które wchodzi jak w masło i częstuje równie harmonijnymi i chwytającymi za serce solówkami. Kiedy muzyka Armoured Knight zwalnia, przechodząc w stonowane tempo, wkrada się do niej odrobina mroku i okultystycznej tajemnicy, co odkrywa drugą twarz „The Quest of the Sacred Melody”. Jawi się ona wtedy jako okraszona diabelskim nasieniem gędźba w stylu vintage, bo wyraźnie skręca w rejony bliższe przełomowi lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych. Tak samo jak staroszkolnie brzmią i poczynają sobie nuty na pięciolinii tych południowo-amerykańskich metalowców, tak samo wypadają wokalizy niejakiego Jose Tapia, którego od czasu do czasu w tle wspomaga jego kolega z zespołu Cristian Leon. Obaj wokaliści stają na wysokości zadania i strzeliście operują swoimi głosami, które idealnie wpisują się swoją barwą i siłą w muzyczne tekstury. Cóż, to metal w oldskulowej formie, który bije zapamiętale, lecz nie do krwi, ale powoduje, że nóżka chodzi, a i głową chciałoby się pomachać. Zagrany naturalnie i z jajem. Wyprodukowany z odpowiednim przybrudzeniem, co dodaje mu autentyczności. Akademickie granie, przy którym nie sposób się nudzić.

shub niggurath




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz