Gjendød
„Svekkelse”
Osmose Prod. 2025
Mimo iż nazwa Gjendød jest mi doskonale znana, a
zespół wydaje właśnie swoją szóstą dużą płytę, jakoś nie przypominam sobie, bym
kiedykolwiek głębiej zanurzył się w twórczość zespołu. Powiem więcej.
Pominąwszy fakt, iż podziemia prasowego nie śledzę praktycznie w ogóle (chyba,
że mi ktoś coś podeśle, co i tak nie gwarantuje „sukcesu”), to nawet w
rozmowach z ludźmi znającymi temat, nazwa ta jakoś dziwnie rzadko się
przewijała. Postanowiłem zatem ostatecznie rozwiązać dylemat, i sięgnąłem po
najnowszy krążek brygady z Trondheim. I powiem wam, że mocno mnie chłopaki
zaskoczyli. Bo, mimo iż jest to przesiąknięty do szpiku kości narodowym graniem
norweski black metal, to jednocześnie jest to twórczość dość oryginalna. A
przynajmniej nie sposób przypisać jej jakichkolwiek bezpośrednich
odpowiedników. Na pewno muzyka tych doświadczonych muzyków jest zimna jak
norweskie fiordy. Na pewno pachnie lasem, choć takim pokrytym grubą powłoką
śnieżną. I na pewno jest esencją drugofalowego grania. „Svekkelse”, mimo iż nie
brak na tym krążku klasycznych riffów, jest bardziej zorientowana na
wspomniany, skandynawski klimat niż chwytliwość. Nie usłyszycie tutaj
szaleńczych blastów, acz tempo nierzadko podkręcane jest dość solidnie. Zresztą
pod tym względem bardzo dużo się tutaj dzieje, bo Norwedzy zgrabnie balansują
pomiędzy totalną zamiecią a fragmentami spokojniejszymi, czyniąc ze swojego
albumu swoistą podróż, podczas której jest czas na zmagania się z żywiołem, ale
i na chwilowy odpoczynek przy ognisku. Temperatura jednak nieustannie pozostaje
ujemna, a następujące po sobie harmonie ostro ranią swoją szorstkością. Nawet w
chwilach kiedy klasyczny blackmetalowy wrzask zastępowany jest czystym wokalem
czuć w powietrzu przenikliwy ziąb. Biorąc pod rozbiórkę brzmienie, poza bardzo
staroszkolnie brzmiącymi, wysoko strojonymi gitarami i wszechobecną surowością,
podoba mi się w jaki sposób miejscami wyeksponowany jest, nadający nagraniom
głębi, bas, w przeważającej większości stanowiący element drugoplanowy, i mało
wyrazisty. Gdybym miał na siłę przyrównywać Gjendød do kogokolwiek, to chyba
najbliżej im do Gorgoroth, choć i tutaj trzeba zachować pewien margines pod
tytułem większa różnorodność. Jeśli, podobnie jak ja, nie poświęciliście
wcześniej zespołowi należytego czasu, to warto to zrobić. Bo nawet jeśli Gjendød
nie jest tworem pierwszoplanowym na zatłoczonym norweskim podwórku, to na pewno
stanowi solidne jego zaplecze.
-
jesusatan

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz