Ciśnienie
[angry noises]
self-released (2025)
Ciśnienie.
Zjawisko totalne i niepodrabialne na rodzimej scenie szeroko pojętej muzyki
alternatywnej, które od czasu wydanej przed sześciu laty, debiutanckiej
„JazzArt Underground” nie przestaje zadziwiać co bardziej odważnych słuchaczy.
Skoro więc na łamach Apocalyptic Rites recenzowaliśmy już różne dziwadła (np. z
włoskiej I, Voidhanger Records, które pojawiają się tutaj dość regularnie) to
dlaczego nie mielibyśmy wspomnieć kilka słów o najnowszej propozycji ekipy z
Katowic? I dlaczego właśnie o nich pisać? Jak dla mnie odpowiedź jest prosta –
muzyka Ciśnienia, choć z jednej strony tak bardzo jest metalowa i ekstremalna w
swojej intensywności, a z drugiej korzysta z tak wielu odległych od metalowego
paradygmatu środków wyrazu, że nie sposób się tym nie zachwycić. Zacznijmy od
tego, że Ciśnienie na swoich wydawnictwach oferuje muzykę graną na żywo, można
by rzec, że nagrywa po prostu „koncertówki”. Tyle, że każde kolejne wydawnictwo
to premierowy materiał oparty na bardzo, ale to bardzo rozbudowanych kompozycjach.
W muzyce Ciśnienia można było odnaleźć free jazz, post rocka, drone, noise, no
wave i czego tylko dusza zapragnie - wszystko opakowane w monstrualne formy
balanujące na granicy kompozycji i improwizacji (choć mam wrażenie, że wczesne
nagrania były bardziej improwizowane). [angry noises] to najnowsza propozycja
Ślązaków, zarejestrowana live w kwietniu tego roku w katowickim Music Hubie. I
można by w ciemno rzec, że to kolejne bardzo dobre wydawnictwo, bo kto słyszał
i widział na żywo Ciśnienie ten wie, że grać potrafią bardziej niż bardzo, a
koncerty dają absolutnie dewastujące. Tyle, że [angry noises] jest zdecydowanie
czymś więcej niż kolejnym bardzo dobrym albumem. Zaryzykuję twierdzenie i
powiem, że jest to materiał wybitny, zasługujący na najwyższe oceny i laury,
album, który jest czymś więcej niż zapisem interakcji pięciorga bardzo
sprawnych muzyków i kompozytorów. Najnowsza propozycja Ciśnienia zaskoczyła
mnie przede wszystkim faktem jak bardzo poukładany jest to materiał. Oczywiście
można się spierać i przepychać czy świdrujące skrzypce Maćka Klicha, czy
jazgoty saksofonu barytonowego Moniki Muc, czy pasaże klawiszowe i kanonady
sekcji rytmicznej walące się na głowy słuchaczy niczym dach Katowickich Targów
blisko 20 lat temu nie są bezsensownym chaosem. W moim odczuciu ten pozorny
chaos jest zestawem dobrze naoliwionych zębatek, które popychają tą machinę
nieustannie do przodu kreując wspaniałą, momentami wręcz crimsonową narrację. I
już w otwierającym płytę, szalenie intensywnym i hałaśliwym „My Childhood...”
upchano fragmenty „Symfonii Psalmów” Strawińskiego i „Saturna” Holsta. Nie
inaczej jest ma się sprawa z pozostałymi nagraniami, które cudownie rozwijają
się często w zaskakujących kierunkach. Najkrótsza na płycie „Gilotyna” nie
trafi tempa i jeszcze bardziej chyba podkręca intensywność podczas gdy „Gówno”
tętni mrocznym pulsem z pogranicza nowej fali i dubu, wokół którego muzycy
kreują frenetyczne, ale nie pozbawione przestrzeni pejzaże. Najbardziej
zaskakuje wieńczący płytę „Carthago Delenda Est”, który dla odmiany daje chwile
wytchnienia i rozprężenia, który rozrzedza ten hałas i przekłada do na język
eksperymentalnej elektroniki lat 70 spod znaku Briana Eno czy nawet Klausa
Schulze nigdy nie zapędzając się w zerojedynkowe kopiarstwo czy naśladownictwo,
aby w finale dostarczyć postapokaliptycznej wręcz histerii. Zdumiewająca jest
tutaj paleta inspiracji, zdumiewająca jest ta progrockowa narracja, która
jednocześnie bardzo skutecznie omija negatywne cechy progrockowej estetyki.
[angry noises] to nagranie ze wszech miar wyjątkowe, to godzina muzyki, która
uchwyciła TEN moment, TEN stan, w którym muzycy Ciśnienia osiągnęli chyba
jeszcze więcej niż prawdopodobnie sami przypuszczali. Powtórzę po raz kolejny i
w tej recenzji po raz ostatni – jest to album wybitny, który - mam nadzieję -
zostanie zapamiętany na długie długie lata i przez lata wspominany. Bo takie
nagrania jak [angry noises], taki poziom muzycznej percepji osiąga się bardzo,
ale to bardzo rzadko.
Harlequin

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz