wtorek, 7 października 2025

Recenzja Basaltic Plateau „Dead Dinosaurs Echoes”

 

Basaltic Plateau

„Dead Dinosaurs Echoes”

Electric Valley Records 2025

Nieczęsto sięgam po instrumentalne płyty, ale po przesłuchaniu debiutanckiego krążka tego sardyńskiego tria chyba będę to robił częściej, ponieważ to, co zaprezentował na „Dead Dinosaurs Echoes” Basaltic Plateau, zrobiło mi popołudnie, a wierzcie mi, że moje ostatnio zszargane nerwy tego potrzebowały. Sześć kawałków, które są bardzo uspakajające, bo ich duża część, to lizergiczny trans, złożony z syntezatorów i pulsującej sekcji rytmicznej. Te osnute heroinową czy też „kwaśną” mgiełką momenty zabrały mnie w narkotyczną podróż przez wyschnięte od słońca pustkowie, gdzie króluje gęste, otulające skórę gorące powietrze, a poza piaskiem i surowymi skałami nic nie męczy oczu i umysłu. Druga część zawartych tu kompozycji, to inspirowane stoner rockiem rytmy wygrywane na gitarach o szorstkim brzmieniu, których dźwięki pełzają i wirują wokół basowego i perkusyjnego kręgosłupa. Te momentami hipnotyczne i niezwykle bujające akordy, przechodzą w szybsze, bardziej schizoidalne riffy, których nerwowość z każdą sekundą robi się coraz większa. W niektórych chwilach ich emocjonalny balon pęka i eksploduje agresywnym noisem, który nie jest tak jak w innych przypadkach pozbawiony sensu, lecz jawi się jako chorobliwa improwizacja, wypełniona po brzegi zawiłymi i szybkimi, progresywnymi zagrywkami, które dopiero gdy osiągają apogeum, przeradzają się w uwierającą kakofonię. Pierwszy album tego włoskiego tercetu to pomimo w większości spokojnego, mamiącego charakteru, intensywna muzyka, której inwazyjności nie da się opanować. Mroczna i odurzająca wariacja w oparciu o stonerowe nuty, przeplatające się z neurotycznym kostkowaniem lat siedemdziesiątych i wzbogacona o elektroniczne, ambientowe pływy. Refleksyjna, balsamiczna, ale również duszna niczym jazda po zażyciu pejotlu muzyka. Polecam.

shub niggurath




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz