Basaltic
Plateau
„Dead
Dinosaurs Echoes”
Electric Valley Records 2025
Nieczęsto
sięgam po instrumentalne płyty, ale po przesłuchaniu debiutanckiego krążka tego
sardyńskiego tria chyba będę to robił częściej, ponieważ to, co zaprezentował
na „Dead Dinosaurs Echoes” Basaltic Plateau, zrobiło mi popołudnie, a wierzcie
mi, że moje ostatnio zszargane nerwy tego potrzebowały. Sześć kawałków, które
są bardzo uspakajające, bo ich duża część, to lizergiczny trans, złożony z
syntezatorów i pulsującej sekcji rytmicznej. Te osnute heroinową czy też
„kwaśną” mgiełką momenty zabrały mnie w narkotyczną podróż przez wyschnięte od
słońca pustkowie, gdzie króluje gęste, otulające skórę gorące powietrze, a poza
piaskiem i surowymi skałami nic nie męczy oczu i umysłu. Druga część zawartych
tu kompozycji, to inspirowane stoner rockiem rytmy wygrywane na gitarach o
szorstkim brzmieniu, których dźwięki pełzają i wirują wokół basowego i
perkusyjnego kręgosłupa. Te momentami hipnotyczne i niezwykle bujające akordy,
przechodzą w szybsze, bardziej schizoidalne riffy, których nerwowość z każdą
sekundą robi się coraz większa. W niektórych chwilach ich emocjonalny balon pęka
i eksploduje agresywnym noisem, który nie jest tak jak w innych przypadkach
pozbawiony sensu, lecz jawi się jako chorobliwa improwizacja, wypełniona po
brzegi zawiłymi i szybkimi, progresywnymi zagrywkami, które dopiero gdy
osiągają apogeum, przeradzają się w uwierającą kakofonię. Pierwszy album tego
włoskiego tercetu to pomimo w większości spokojnego, mamiącego charakteru,
intensywna muzyka, której inwazyjności nie da się opanować. Mroczna i
odurzająca wariacja w oparciu o stonerowe nuty, przeplatające się z
neurotycznym kostkowaniem lat siedemdziesiątych i wzbogacona o elektroniczne,
ambientowe pływy. Refleksyjna, balsamiczna, ale również duszna niczym jazda po
zażyciu pejotlu muzyka. Polecam.
shub
niggurath

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz