środa, 29 października 2025

Recenzja Moria „Path of the Dead”

 

Moria

„Path of the Dead”

Mara Productions 2025

Moria to świeży, solowy projekt, który powstał w zeszłym roku, a stoi za nim, urodzony w Gdyni niejaki Dave Włodarski. Bez pitolenia się w pomniejsze i zapowiadające ciąg dalszy wydawnictwa, wyskoczył z pełniakiem, który wydała Mara Productions. Album ten, to dziewięć kawałków poczernionego death metalu, który kruszy kości i zsyła odrobinę mroku. Ten krążek jest trochę jak wehikuł czasu, ponieważ prostota riffów jak i ich ze sobą połączenie, przeniosło mnie do przełomu lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych, kiedy to na ówczesnych, podziemnych gigach można było posłuchać na żywo właśnie takiej muzy jak ta na „Path of the Dead”. To black-death metal, który bezceremonialnie i bez zbędnych ozdobników kąsa ostrymi akordami, zbliżającymi się od czasu do czasu swoją prędkością, do speed metalowych produkcji. Zatem za jego pośrednictwem dostajemy piekielnie wartką gędźbę, zagraną na soczyście brzmiących gitarach, którym rzecz jasna towarzyszy mięsista sekcja rytmiczna i szorstkie wokale. Niewyszukana mieszanka tradycyjnego kostkowania, krótkich, wysokotonowych wtrętów i tremolo, zrodziła muzykę bez zawiłości, ale która poprzez doskonałe połączenie czarciej atmosfery ze śmierć metalową zdolnością do penetrowania bunkrów, uderza precyzyjnie w czuły punkt, chłoszcząc, miażdżąc i delikatnie sypiąc szronem. Może brzmi ona co nieco anachronicznie, ale w tym przypadku można to uznać za atut, bo czy zawsze musi być modnie i z duchem czasu. Otóż nie. Moria idealnie odnajduje się w typowym, metalowym rzępoleniu i idealnie zespala na nie patenty, które stanowiły o takimże graniu we wspomnianych wyżej latach. Płyta ta, jawi się jako metalowy naturszczyk i pojawiła się nagle niczym kiedyś Jan Himilsbach w kinematografii polskiej. Arogancki black-death metal o energicznym charakterze, który kopie w gębę boleśnie, ale i odpowiednią atmosferę posiada. Staroszkolne napierdalanie z ostrym pazurem. Jednakże nie pozbawiony jest małych zgrzytów, ponieważ mocno mi się wydaje, że Dave powinien popracować nad wokalami, gdyż momentami łapie zadyszkę, zwłaszcza w polskojęzycznym „Crime Of Centuries”, a poza tym nie bardzo rozumiem co tutaj robi, zamykająca ten album balladka. Sprawdzajcie, bo tak czy siak, to dobry kawał metalu.

shub niggurath




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz