Pyre
„Inexorable Prepotence”
Black Flame Rebellion 2025
Zespołów o tej nazwie istnieje przynajmniej kilka, a
najbardziej znanym z nich jest chyba ten rosyjski, deathmetalowy. Nie oni
jednak stoją za „Inexorable Prepotence”. Ten Pyre pochodzi z Filipin, i gra
black metal. Wiadomo, że Filipiny, kraj dość egzotyczny, a tym bardziej w
temacie rzeczonego gatunku. Jakieś tam jednak jaskółki kiedyś w końcu pojawić
się muszą. No to taką mamy. Nowa EP-ka zespołu lada moment wydana zostanie przez
naszą krajową Black Flame Rebellion, z wrzuconym w formie bonusu zeszłorocznym
demosem, zatytułowanym po prostu „Demo 2024”. No dobra, wiemy, że black metal,
to może konkretniej. Na pewno „Inexorable Prepotence” nie jest jedynie pozycją
wartą zainteresowania na zasadzie ciekawostki geograficznej. Oryginalności w
tych nagraniach może niezbyt wiele, podobnie jak bezpośrednich inspiracji, gdyż
tych można doszukać się przynajmniej kilku(nastu). Na pewno jest to muzyka
surowa, sadzona w klimatach drugiej fali, zwłaszcza tej norweskiej. Gdybym
jednak miał przytaczać jakieś nazwy, to można by wymienić Immortal, Aura Noir,
czy spoza rejonu, Inquisition albo Absu. Jest zatem dość surowo, zwłaszcza pod
względem brzmienia, choć i same kompozycje nadmierną różnorodnością czy
wirtuozerią nie grzeszą. Nie znaczy to, że kitajce nie potrafią zaskoczyć
wpadającą w ucho melodią, zwłaszcza pod wspomnianych na pierwszym miejscu
Norwegów, aczkolwiek są to harmonie nieco bardziej chaotyczne i uproszczonej
formie. Sam sposób łączenia przez Pyre standardów blackmetalowych z
naleciałościami sięgającymi tradycji nawet thrashowych, bo i takie da się na
tym wydawnictwie znaleźć, jest bardzo naturalne i świadczy o bardzo uważnie
pobieranych lekcjach od mistrzów gatunku. Co mi się jeszcze podoba, to
nienachlane wstawki klawiszowe, w bardzo naturalny sposób budujące mroczny
klimat tych nagrań. Nie sposób nie wspomnieć też o jeszcze jednej, jakże ważnej
sprawie. Otóż ryja w Pyre drze kobita. I to zdziera struny tak intensywnie, że
o mało się co do puci nie pomyliłem. Rzeczony wcześniej bonus zaczyna się,
podobnie jak właściwa część wydawnictwa, od intra. Potem dostajemy trzy kawałki
osadzone w podobnym klimacie, o nieco surowszym brzmieniu, ale gdybym nawet
usłyszał te nagrania w pierwszej kolejności, to i tak byłbym skłonny
stwierdzić, iż coś się z tego zrodzić może. Bo niby black metal jakich wiele,
ale słucha się tego bez ziewania, i czuć w tym naturalną szczerość i gniew.
Zdecydowanie warto się w to wydawnictwo zaopatrzyć, bo to naprawdę solidna
pozycja.
-
jesusatan

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz