środa, 1 października 2025

Recenzja Pyre „Inexorable Prepotence”

 

Pyre

„Inexorable Prepotence”

Black Flame Rebellion 2025

Zespołów o tej nazwie istnieje przynajmniej kilka, a najbardziej znanym z nich jest chyba ten rosyjski, deathmetalowy. Nie oni jednak stoją za „Inexorable Prepotence”. Ten Pyre pochodzi z Filipin, i gra black metal. Wiadomo, że Filipiny, kraj dość egzotyczny, a tym bardziej w temacie rzeczonego gatunku. Jakieś tam jednak jaskółki kiedyś w końcu pojawić się muszą. No to taką mamy. Nowa EP-ka zespołu lada moment wydana zostanie przez naszą krajową Black Flame Rebellion, z wrzuconym w formie bonusu zeszłorocznym demosem, zatytułowanym po prostu „Demo 2024”. No dobra, wiemy, że black metal, to może konkretniej. Na pewno „Inexorable Prepotence” nie jest jedynie pozycją wartą zainteresowania na zasadzie ciekawostki geograficznej. Oryginalności w tych nagraniach może niezbyt wiele, podobnie jak bezpośrednich inspiracji, gdyż tych można doszukać się przynajmniej kilku(nastu). Na pewno jest to muzyka surowa, sadzona w klimatach drugiej fali, zwłaszcza tej norweskiej. Gdybym jednak miał przytaczać jakieś nazwy, to można by wymienić Immortal, Aura Noir, czy spoza rejonu, Inquisition albo Absu. Jest zatem dość surowo, zwłaszcza pod względem brzmienia, choć i same kompozycje nadmierną różnorodnością czy wirtuozerią nie grzeszą. Nie znaczy to, że kitajce nie potrafią zaskoczyć wpadającą w ucho melodią, zwłaszcza pod wspomnianych na pierwszym miejscu Norwegów, aczkolwiek są to harmonie nieco bardziej chaotyczne i uproszczonej formie. Sam sposób łączenia przez Pyre standardów blackmetalowych z naleciałościami sięgającymi tradycji nawet thrashowych, bo i takie da się na tym wydawnictwie znaleźć, jest bardzo naturalne i świadczy o bardzo uważnie pobieranych lekcjach od mistrzów gatunku. Co mi się jeszcze podoba, to nienachlane wstawki klawiszowe, w bardzo naturalny sposób budujące mroczny klimat tych nagrań. Nie sposób nie wspomnieć też o jeszcze jednej, jakże ważnej sprawie. Otóż ryja w Pyre drze kobita. I to zdziera struny tak intensywnie, że o mało się co do puci nie pomyliłem. Rzeczony wcześniej bonus zaczyna się, podobnie jak właściwa część wydawnictwa, od intra. Potem dostajemy trzy kawałki osadzone w podobnym klimacie, o nieco surowszym brzmieniu, ale gdybym nawet usłyszał te nagrania w pierwszej kolejności, to i tak byłbym skłonny stwierdzić, iż coś się z tego zrodzić może. Bo niby black metal jakich wiele, ale słucha się tego bez ziewania, i czuć w tym naturalną szczerość i gniew. Zdecydowanie warto się w to wydawnictwo zaopatrzyć, bo to naprawdę solidna pozycja.

- jesusatan




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz