Where Innocence Died
“Shades of Memories”
Godz ov War 2025
Oj, najwyraźniej przyszła jesień. Widać ją zresztą
za oknem, bo pada, szaro, i “piździ wiatr”, jak to mawiał mój znajomy z
ogólniaka. Słychać ją także w niektórych pojawiających się na rynku wydawnictwach,
że wspomnę jedynie o najnowszym wydawnictwie Goryczy, ale że zajrzy także pod
strzechę Godz ov War, to się w sumie nie spodziewałem. A jednak! Where
Innocence Died to chyba najbardziej ponury, smutny i przytłaczający album jaki
ta wytwórnia kiedykolwiek wypuściła. Kompletnie odbiegający od głównego jej
profilu. Zacznijmy może od tego, że tak naprawdę „Shades of Memories” stoi dość
daleko od muzyki, nazwijmy ją ogólnie, „metalowej”. Choćby z względu na
zastosowane na niej instrumentarium, opierające się w siedemdziesięciu
procentach na klawiszach i skrzypcach. Całość rozpoczyna „Marsz Żałobny”
Chopina, wprowadzający słuchacza w odpowiednio zdołowany klimat, po czym
dręczeni jesteśmy dźwiękami nie mającymi z jakimkolwiek pozytywnym uczuciem nic
wspólnego. Powolne uderzenia w klawisze w towarzystwie pogrzebowych smyczków
budują klimat rozpaczy, beznadziei i niechęci do życia. Chwilami, kiedy na
scenie pojawiają się ciężkie gitarowe akordy, dźwięki te przybierają bardziej
death / doom metalowy charakter, mogący przywoływać na myśl twórczość My Dying
Bride z okolic drugiej płyty, jednak rzeczone wejścia mają charakter
zdecydowanie marginalny i nie stanowią o ogólnym kształcie „Shades od
Memories”. Nie pozostają jednak bez znaczenia, tak samo jak nie bez różnicy
jest fakt, czy do sernika wrzucimy rodzynki, czy też nie. Kompozycje Where
Innocence Died są co prawda dość schematyczne, bowiem wspomniane elementy
gitarowe wypływają zazwyczaj w drugiej części, dość długich, bo trwających
około dziesięć minut utworów, jednak w tym przypadku ów schemat nie jest na
tyle nachalny, by zaburzył płynący z tego krążka przekaz. Wspomnieć należy też
o wokalach. Poza szeptami czy deklamacjami, mamy tutaj także growle oraz śpiewy
żeńskie. I pod tym względem kłania się w pas klasyka gatunku death / doom z
połowy lat dziewięćdziesiątych. I tak naprawdę album ten ma w ogólnym
rozrachunku chyba więcej wspólnego z ową klasyką niż graniem współczesnym. Bo
był taki okres, kiedy zespoły w laniu łez prześcigały się ponad miarę, niektóre
ową miarę przekształcając w groteskę. Where Innocence Died tej cienkiej granicy
nie przekracza, tworząc dźwięki na potęgę smutne i nostalgiczne. Jeśli jesienna
aura was przytłacza, czujecie się beznadziejnie i jest wam w życiu źle, to
włączcie sobie „Shades of Memories”. Tylko zanim to zrobicie, kupcie sobie
paczkę żyletek. I dobranoc.
-
jesusatan

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz