środa, 22 października 2025

Recenzja Where Innocence Died “Shades of Memories”

 

Where Innocence Died

“Shades of Memories”

Godz ov War 2025

Oj, najwyraźniej przyszła jesień. Widać ją zresztą za oknem, bo pada, szaro, i “piździ wiatr”, jak to mawiał mój znajomy z ogólniaka. Słychać ją także w niektórych pojawiających się na rynku wydawnictwach, że wspomnę jedynie o najnowszym wydawnictwie Goryczy, ale że zajrzy także pod strzechę Godz ov War, to się w sumie nie spodziewałem. A jednak! Where Innocence Died to chyba najbardziej ponury, smutny i przytłaczający album jaki ta wytwórnia kiedykolwiek wypuściła. Kompletnie odbiegający od głównego jej profilu. Zacznijmy może od tego, że tak naprawdę „Shades of Memories” stoi dość daleko od muzyki, nazwijmy ją ogólnie, „metalowej”. Choćby z względu na zastosowane na niej instrumentarium, opierające się w siedemdziesięciu procentach na klawiszach i skrzypcach. Całość rozpoczyna „Marsz Żałobny” Chopina, wprowadzający słuchacza w odpowiednio zdołowany klimat, po czym dręczeni jesteśmy dźwiękami nie mającymi z jakimkolwiek pozytywnym uczuciem nic wspólnego. Powolne uderzenia w klawisze w towarzystwie pogrzebowych smyczków budują klimat rozpaczy, beznadziei i niechęci do życia. Chwilami, kiedy na scenie pojawiają się ciężkie gitarowe akordy, dźwięki te przybierają bardziej death / doom metalowy charakter, mogący przywoływać na myśl twórczość My Dying Bride z okolic drugiej płyty, jednak rzeczone wejścia mają charakter zdecydowanie marginalny i nie stanowią o ogólnym kształcie „Shades od Memories”. Nie pozostają jednak bez znaczenia, tak samo jak nie bez różnicy jest fakt, czy do sernika wrzucimy rodzynki, czy też nie. Kompozycje Where Innocence Died są co prawda dość schematyczne, bowiem wspomniane elementy gitarowe wypływają zazwyczaj w drugiej części, dość długich, bo trwających około dziesięć minut utworów, jednak w tym przypadku ów schemat nie jest na tyle nachalny, by zaburzył płynący z tego krążka przekaz. Wspomnieć należy też o wokalach. Poza szeptami czy deklamacjami, mamy tutaj także growle oraz śpiewy żeńskie. I pod tym względem kłania się w pas klasyka gatunku death / doom z połowy lat dziewięćdziesiątych. I tak naprawdę album ten ma w ogólnym rozrachunku chyba więcej wspólnego z ową klasyką niż graniem współczesnym. Bo był taki okres, kiedy zespoły w laniu łez prześcigały się ponad miarę, niektóre ową miarę przekształcając w groteskę. Where Innocence Died tej cienkiej granicy nie przekracza, tworząc dźwięki na potęgę smutne i nostalgiczne. Jeśli jesienna aura was przytłacza, czujecie się beznadziejnie i jest wam w życiu źle, to włączcie sobie „Shades of Memories”. Tylko zanim to zrobicie, kupcie sobie paczkę żyletek. I dobranoc.

- jesusatan




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz