poniedziałek, 27 października 2025

Recenzja Frightful „Born After Astral Rites”

 

Frightful

„Born After Astral Rites”

Godz ov War 2025

Jeśli kto śledzi poczynania Frightful od, jak to się mówi, zarania, ten od razu zauważy, iż tytuł ich nowego wydawnictwa, sygnowanego szyldem Bogów Wojny, jest zlepkiem słów z tytułów najwcześniejszych dokonań zespołu. „Born After Astral Rites” to bowiem żadne „nowe”, tylko wydawnictwo retrospekcyjne. W sumie wydawnictwo, które ma swoje plusy dodatnie, jak i ujemne. Zacznę może od tych ujemnych. Bardzo fajnym pomysłem jest zawsze wydanie CD z kompilacją nagrań wyprzedanych i niedostępnych, czy archiwalnych. Tylko że, moim zdaniem, takie wydania powinny zawierać owe materiały od A do Z. Bo wydawnictwa „Best of…”, typu „Born After Astral Rites”, to coś na zasadzie sprintu po muzeum. A przecież te wszystkie demosy by się legancko na płytę srebrną zmieściły. No ale wydawca wykminił co wyklinił, a może tak sugerował zespół, nie będę im wchodził w paradę. Zaserwowana nam została przebieżka po tych „garażowych” latach w twórczości zespołu, kiedy jego ostateczny kształt dopiero się rodził. Różnicę między wtedy, a dziś, słychać tu wyraźnie, i to w dwóch wymiarach. Po pierwsze, młodzi wówczas jeszcze muzycy, dopiero szlifowali swoje umiejętności. Stąd też piosenki na tym krążku są zdecydowanie prostym death / thrash metalem, a w niektórych przypadkach nawet punk / grindem, tudzież wypadkową wszystkich wymienionych. Niezaprzeczalną zaletą tych nagrań jest to, iż prezentują totalny wkurw młodych ludzi, żądnych krwi i napierdalających z całej siły, jak za dawnych czasów, z miłości do metalu. I to właśnie tych „dawnych czasów” jest słowem kluczem. Ta kompilacja surowo brzmiących, dość prostych kompozycji, bardzo mocno przypomina mi demówki sprzed niemal czterech dekad. Czuć w tym potencjał, który, faktycznie, kilka chwil później mocno odpalił. Zwłaszcza numer tytułowy z „Astral Freeze”, który znalazł się przecież na debiucie, to prawdziwa petarda. No i cover Dissection, który to panowie uwielbiają, też sobie na tym demo zagrali nie pierwszy z brzegu. Jestem nawet w stanie zaryzykować, że jest to jedyny cover „Son of Mourning” jaki powstał. Drugi wymiar, o którym napomknąłem, to niezaprzeczalny element mocno thrashowy, związany zapewne z ówczesnym składem zespołu, który po rozłamie, i powstaniu Pandemic Outbreak, we Frighful został mocno zmarginalizowany. Jedna rzecz natomiast nie pozostawia żadnych złudzeń. Jeśli podejdziemy do tego wydawnictwa jak do czystej karty, to na pewno stanowi ono bardzo wartościową pozycję na rynku wydawniczym, i jest dokumentacją pierwszych poczynań nie jednego, a dwóch zespołów. Jest to zatem pozycja bardziej kolekcjonerska, ale ja ją sobie mimo wszelkich zastrzeżeń na półce postawię.

- jesusatan




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz