Frightful
„Born After Astral Rites”
Godz ov War 2025
Jeśli kto śledzi poczynania Frightful od, jak to się
mówi, zarania, ten od razu zauważy, iż tytuł ich nowego wydawnictwa, sygnowanego
szyldem Bogów Wojny, jest zlepkiem słów z tytułów najwcześniejszych dokonań
zespołu. „Born After Astral Rites” to bowiem żadne „nowe”, tylko wydawnictwo
retrospekcyjne. W sumie wydawnictwo, które ma swoje plusy dodatnie, jak i
ujemne. Zacznę może od tych ujemnych. Bardzo fajnym pomysłem jest zawsze
wydanie CD z kompilacją nagrań wyprzedanych i niedostępnych, czy archiwalnych.
Tylko że, moim zdaniem, takie wydania powinny zawierać owe materiały od A do Z.
Bo wydawnictwa „Best of…”, typu „Born After Astral Rites”, to coś na zasadzie
sprintu po muzeum. A przecież te wszystkie demosy by się legancko na płytę
srebrną zmieściły. No ale wydawca wykminił co wyklinił, a może tak sugerował
zespół, nie będę im wchodził w paradę. Zaserwowana nam została przebieżka po
tych „garażowych” latach w twórczości zespołu, kiedy jego ostateczny kształt
dopiero się rodził. Różnicę między wtedy, a dziś, słychać tu wyraźnie, i to w
dwóch wymiarach. Po pierwsze, młodzi wówczas jeszcze muzycy, dopiero szlifowali
swoje umiejętności. Stąd też piosenki na tym krążku są zdecydowanie prostym
death / thrash metalem, a w niektórych przypadkach nawet punk / grindem, tudzież
wypadkową wszystkich wymienionych. Niezaprzeczalną zaletą tych nagrań jest to,
iż prezentują totalny wkurw młodych ludzi, żądnych krwi i napierdalających z
całej siły, jak za dawnych czasów, z miłości do metalu. I to właśnie tych
„dawnych czasów” jest słowem kluczem. Ta kompilacja surowo brzmiących, dość
prostych kompozycji, bardzo mocno przypomina mi demówki sprzed niemal czterech
dekad. Czuć w tym potencjał, który, faktycznie, kilka chwil później mocno odpalił.
Zwłaszcza numer tytułowy z „Astral Freeze”, który znalazł się przecież na
debiucie, to prawdziwa petarda. No i cover Dissection, który to panowie
uwielbiają, też sobie na tym demo zagrali nie pierwszy z brzegu. Jestem nawet w
stanie zaryzykować, że jest to jedyny cover „Son of Mourning” jaki powstał. Drugi
wymiar, o którym napomknąłem, to niezaprzeczalny element mocno thrashowy,
związany zapewne z ówczesnym składem zespołu, który po rozłamie, i powstaniu
Pandemic Outbreak, we Frighful został mocno zmarginalizowany. Jedna rzecz
natomiast nie pozostawia żadnych złudzeń. Jeśli podejdziemy do tego wydawnictwa
jak do czystej karty, to na pewno stanowi ono bardzo wartościową pozycję na
rynku wydawniczym, i jest dokumentacją pierwszych poczynań nie jednego, a dwóch
zespołów. Jest to zatem pozycja bardziej kolekcjonerska, ale ja ją sobie mimo
wszelkich zastrzeżeń na półce postawię.
-
jesusatan

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz